sobota, 3 października 2015

Rozdział III

Dzisiaj wstałam sama, nikt mnie nie budził. Spojrzałam na zegarek, wyświetlany na ekranie smartphone'a. Miałam jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam pobiegać. Założyłam spodenki, bluzkę i wyszłam na plażę. Wsłuchiwałam się w szum morskich fal, które pozwalały mi skupić się na miarowym oddechu. Ciepła woda zabierała piasek spod moich stóp, a ja osuwałam się. Spojrzałam daleko przed siebie i ujrzałam znajomą mi postać. Przyspieszyłam, więc ta osoba zrobiła to samo.
- Mari!- krzyknął z oddali jako pierwszy.
- Neymar!- pisnęłam zatrzymując się przed nim. Zarówno na mojej, jak i jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Stałam patrząc na niego z podpartymi pod bok rękoma.
- Znów się tu widzimy.- zaśmiał się, wcześniej upijając łyk wody z butelki, którą trzymał w dłoni.
- Chyba musisz się przyzwyczaić do tego widoku.- puściłam mu oczko, odbierając przedmiot, a następnie biorąc duży łyk.
- Widzę cię i od razu mój dzień staje się lepszy.- posłał mi komplement. Mimo że znaliśmy się krótko, doskonale wiedział jak bardzo tego nie lubiłam. Nie uważałam się, ani za wielką piękność, ani za kogoś bardzo miłego. Mówiąc krótko nie różniłam się od zwykłych ludzi. Byłam jedną z tych szarych osób, które zaraz pójdą do pracy. Nawet mój przyszły zawód to wskazywał.
- Jesteś uzależniony od prawienia mi komplementów. Chcesz żebym się zarumieniła?- uniosłam jedną brew, jednocześnie dźgnęłam go palcem w umięśniony tors.
- Ale co ja na to poradzę. Z resztą wszyscy w szatni cię lubią.- wzruszył ramionami, robiąc przy tym potwierdzającą słowa minę.
- Miło mi to słyszeć.- zarumieniłam się, co musiał zobaczyć.
Rozmawialiśmy cały czas biegnąc wzdłuż linii brzegowej. Spojrzałam w niebo, gdzie zobaczyłam kłębiące się ciemne chmury. Od kiedy tu jestem pogoda jest idealna i mam przeczucie, że właśnie dzisiaj chce spłatać nam figla.
- Ja wracam do domu, bo zaraz pewnie zacznie padać.- oznajmiłam, gdy zatrzymaliśmy się, aby rozciągnąć mięśnie.
- Będziesz dzisiaj na treningu?- spytał, kiedy miałam zamiar odchodzić.
- Będę.- odpowiedziałam krótko, odwracając się i zaczynając bieg do domu braciszka.
- W takim razie do zobaczenia.- krzyknął, a ja jedynie pomachałam mu z daleka.
Wróciłam do domu. Umyłam się, przebrałam w szary dres i zeszłam na dół. Wyjęłam z szafki wszystkie potrzebne mi składniki, a kilkanaście minut później na stole stał talerz z ogromną górą naleśników. Miałam nadzieję, że ucieszą się z mojej niespodzianki dla nich. Najpierw zeszła Antonella mając na ustach swój firmowy, ciepły uśmiech, a zaraz za nią Leo z jeszcze potarganymi włosami, trzymając małego Thiago na rękach. Dzisiaj mój chrześniak wyglądał wyjątkowo przystojnie, gdyż miał na sobie koszulkę domową swojego ojca.
- Co to za miła niespodzianka.- brat posłał mi szeroki uśmiech, sadzając syna w jego krzesełku, a następnie sam zajął miejsce przy stole.
- Ty Leo też byś mógł tak czasem zrobić.- Antonella jeszcze bardziej potargała jego niedawno podcięte włosy.
- Młoda, robisz mi konkurencję.- teatralnie założył ręce na tors, na co obie zareagowałyśmy donośnym śmiechem.
- Oj tam, oj tam.- wzruszyłam ramionami, stawiając mu przed nosem jego ulubiony dżem.
Zaczęliśmy jeść. Po wszystkim mój brat zaczął się przygotowywać, a ja plotkowałam z przyjaciółką w kuchni. Siedziałam z małym Thiago na kolanach. Jak ja uwielbiam to dziecko. Jest tak bardzo podobny do swojego ojca.
- Jak było wczoraj?
- Za to, że pozwoliłaś mnie wystraszyć, nie powiem ci.
- No mów, ciekawość mnie zżera.
- Najpierw poszliśmy do miłej, przytulnej knajpki. Potem na plażę.- przygryzłam wargę, a ona zachichotała. Kontynuowałam dalej.- Potem poszliśmy do Tibidabo.
- Dziewczyno, ja bym się tam nawet nie zbliżyła.
- No co ty. Było świetnie. Już od dawna planowałam tam pójść, jednak nigdy nie miałam okazji.
- No dziewczyny dlaczego tak o mnie cicho mówicie.- do kuchni wszedł Lio, a my uśmiechnęłyśmy się do siebie. - Ubieraj się, bo zaraz jedziemy.
Podbiegłam po bluzę Marca i założyłam czerwone, podniszczone trampki, które uwielbiam.
Droga na Camp Nou minęła szybko. Trochę się stresowałam, ponieważ dzisiaj był trening otwarty. Dziennikarze i ogrom pytań padających ze wszystkich stron. Po wyjściu z samochodu od razu udałam się na trybuny. Zajęłam dogodne miejsce i czekałam, aż chłopcy zaczną ćwiczenia.
- Witam serdecznie, mógłbym o coś spytać?- podszedł do mnie jeden z reporterów, siląc się na szczery uśmiech.
- Właśnie pan pyta.- odpowiedziałam oschle. Jak ja nie lubię tych pismaków. Działają mi na nerwy jak mało kto.
- W takim razie, mógłbym zadać pani drugie pytanie?
- Właśnie pan to zrobił.
- No to czy zechciałaby pani ze mną porozmawiać?- spytał po raz kolejny zirytowanym głosem. Cieszyłam się z jego reakcji. Choć odrobinę mogłam uprzykrzyć mu życie. To i tak nie równa się z jego pracą.
- Nie mam ochoty. Do widzenia.- posłałam mu mało szczery uśmiech, po czym wróciłam do przeglądania stron internetowych.
Jeszcze przez moment naciskał na mnie jednak nie ugięłam się. Zawiedziony odszedł na bok. Od tamtej pory siedziałam w spokoju. Znudzona zobaczyłam, że piłkarze wchodzą na murawę. Uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam im. Oni zrobili to samo. Zaczęło się. Rozgrzewka, mnóstwo podań. Nagle poczułam przeszywający dreszcz, zrobiło mi się zimno. Sierota Maria nie wzięła z domu bluzy. Pozostało mi tylko założyć bluzę Marca. Zauważył to i szeroko się uśmiechnął, odwzajemniłam gest. Trening się zakończył. Zbiegłam do nich i mocno przytuliłam Lio. Zaczęliśmy schodzić z murawy. Zniknęliśmy w tunelu. Do szatni weszłam dopiero po 10 minutach. W środku było tylko kilku piłkarzy. Zlokalizowałam wzrokiem Bartrę, podeszłam do niego, zdjęłam bluzę i podałam mu ją.
- Twoja bluza. Znów zapomniałam ci jej oddać.- zaśmiałam się że swojego gapiostwa.
- Nie oddawaj. Jest zimno na dworze, weź ją. Bardziej ci się przyda.
- Dziękuję.- podeszłam i przytuliłam go, na co usłyszeliśmy głośne gwizdy. Odwróciłam się w stronę piłkarzy posyłając mi zabójcze spojrzenie.
- Mogę cię porwać po treningu?- szepnął z cwaniackim uśmieszkiem, kiedy z powrotem na niego popatrzyłam.
- Ale mnie później oddaj.- wetknęłam mu palec w klatkę piersiową. Wyszłam na korytarz, gdzie zobaczyłam Neymara.
- Nawet się ze mną nie przywitałaś.- zrobił smutną minę.
- Widzieliśmy się już dzisiaj na plaży.- potargałam jego jak zawsze idealnie ułożone włosy.
- Jak ja teraz cię poderwę, z taką fryzurą?- udał obrażonego, wskazując na swoje włosy.
- Mnie się tak łatwo nie podrywa.- puściłam do niego oczko.
- Mam być zazdrosny?- spytał z wyraźnym żartem w głosie Marc.
- Nie masz o kogo.- pokazałam mu język.
- A ja to co? Tak spławić boskiego Neymara.- pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ci złego to nie ja! Ja tu tylko sprzątam.- uniosłam ręce w geście niewinności. - To gdzie mnie zabierasz?- zwróciłam się do Bartry.
- Niespodzianka.
Razem udaliśmy się na parking. My poszliśmy w jedną stronę, Ney w drugą.

Oparłam głowę o szybę i podziwiałam jak skupiony Marc prowadzi samochód. Patrzyłam na jego idealne rysy twarzy, uśmiech, tak czarujący, że rozpływam się na samą myśl, oczy zielone, w których zawsze się zatracam. Co jakiś czas zerkał na mnie kątem oka. Zaparkowaliśmy pod jakimś ogromnym domem.
- Jesteśmy na miejscu. - Wysiadł przede mną i otworzył mi drzwi. - Witam w moich skromnych progach.
- Jak tu pięknie.- westchnęłam rozglądając cię po budynku.
- Chodź, poznasz Ninę.- złapał mnie za rękę i pociągnął. Kim jest Nina? Może to jego dziewczyna. Ale co znaczyłyby nasze spotkania. To nie logiczne...
W rogu salonu zobaczyłam rozłożony koc, na którym spał pies. W myślach zaczęłam się śmiać. Jestem idiotką. Jak mogłam pomyśleć, że to jego dziewczyna?!
- To jest właśnie Nina.- oznajmił. Psiak na widok właściciela zaczął merdać ogonem. Do mnie podszedł powoli. Pogłaskałam ją i już po chwili polizała moją rękę. W tym momencie poczułam, że jestem zaakceptowana. Jakbym była dobrym wyborem.
- Idziemy na spacer.- zapiął smycz na szyi pupila. Wyszliśmy z domu piłkarza idąc blisko siebie. Kątem oka zobaczyłam, jak delikatnie i subtelnie kładzie swoją rękę na moim pasie. Robił to tak jakby bał się odrzucenia. Dumna uczyniłam to samo. Objęłam go w pasie, a on spojrzał na mnie, po czym pokazał mi dwa rzędy równych, białych ząbków. Zatrzymaliśmy się dopiero w parku. Marc spuścił Ninę ze smyczy i usiedliśmy na ławce. Oparłam swoją głowę o jego ramię, a on zaczął przeczesywać moje włosy. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Usiadłam po turecku, tyłem do niego.
- Marc...- przeciągnęłam jego imię. - Zapleć mi warkocz.
- Ale ja chyba nie umiem.- jęknął zdezorientowany.
- Umiesz, spróbuj.
Podzielił moje włosy na trzy części. Co jakiś czas, pociągnął mnie, jednak chciałam żeby dokończył. Byłam ciekawa, jak mu wyjdzie. Udałam mu na tyle, by nie obawiać się o późniejsz rozczesanie długich pasm.
- Skarbie, skończyłem.- uznał dumnie. Ja odwróciłam się szybko i otworzyłam usta ze zdziwienia. Przez chwilę analizowałam jego słowa. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego. Oczywiście nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie poczułam się wyjątkowo.
- Co powiedziałeś?
- Nic.- odpowiedział szybko. Speszył się i opuścił głowę. Podniosłam ją, tak aby patrzył na mnie.
- Co powiedziałeś?- Spytałam stanowczo.
- Tak powiedziałem do ciebie skarbie. Jesteś dla mnie ważna, rozumiesz?- podniósł głos.
- Pocałuj mnie.- oparłam szybko. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miałam czasu na przemyślenie swoich słów i czynów.
- Co?
- Pocałuj mnie!- krzyknęłam. Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. - Będziesz tak patrzył?- Przesunęłam się do niego i musnęłam jego wargi, a on pogłębił pocałunek. Uśmiechnęłam się, co nam przerwało. Położyłam dłonie na jego policzkach.
- Z tej strony cię nie znałem.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.- przygryzłam wargę.
- Słodko wyglądasz w tej bluzie.
- W końcu to twoja bluza.- dałam mu buziaka w policzek. - Dziękuję.
- Jak dam ci jeszcze jedną to dasz mi kolejnego buziaka?- spytał z łobuzerskim uśmiechem.
- A zasłużyłeś?- Zbliżyłam swoją twarz, lecz przetrwała mam Nina, która podbiegła do ławki dając o sobie znać kilkukrotnym szczeknięciem.
- Chyba musimy wracać, poza tym zrobiło się zimno. - oznajmił.
Pogoda, tak jak wcześniej była brzydka. Stanęliśmy na środku chodnika. Nasze czoła się stykały.
- Lubię cię panie Bartra, nawet więcej niż lubię.- powiedziałam ledwo słyszalnie. Pocałował mnie. Nagle poczułam, jak upadam wprost na niego. Okazało się, że Nina oplotła nasze nogi smyczą. Cwany z niej psiak.
- Nina, chyba wie o co chodzi.- roześmiałam się leżąc na Marcu. Ni stąd, ni zowąd przekręcił nasze ciała i w jednej chwili to ja leżałam na trawie, a on podpierał się nade mną na łokciach.
- Co powiedziałaś tam wcześniej?
- Nic.- dał mi buziaka. Błądził wzrokiem po mojej twarzy w poszukiwaniu oczu, a gdy je znalazł wpatrywał się w nie.
- Też cię bardzo lubię.- odrzekł. Nachylił się i znów pocałował. Wstał wyciągając rękę w moją stronę.
- Wracamy?
- Nie chce mi się.- jęknęłam bezsilnie chwytając jego dłoń.
- Teraz nie będę cię nosił, bo jesteśmy z Niną.
- To ja będę ją niosła.
- Ja się tak nie bawię.
Tym razem wracaliśmy trzymając się za ręce. W domu spuścił ukochanego psiaka, a do miseczek nalał zimnej wody oraz nasypał drobnej karmy.
- Będę musiała wracać do siebie, a raczej do Lio.
- Odprowadzę cię.- zadeklarował, a ja go przytuliłam.
Zamknął za nami drzwi. Szliśmy powoli, by jak najdłużej cieszyć się sobą. Mijaliśmy wielu ludzi, z uśmiechami na twarzach patrzyli się na nas, a my dumnie trzymaliśmy się za ręce.
- To już tutaj.- zatrzymaliśmy się pod domem.- Pożegnasz się, czy mam tak stać?- przygryzłam dolną wargę. Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Czułam, jak bardzo pragnie dotyku moich ust. Kogo chcę tu oszukiwać. Pragnęłam tego samego, w każdej minucie mojego życia. Nasze twarze zbliżały się, lecz nagle otworzyły się drzwi. Odsunęliśmy się od siebie niczym poparzeni. Szybkim gestem dałam mu buziaka w policzek. Idąc w stronę brata odwróciłam się raz jeszcze.
- Dziękuję, za bluzę i za dzisiaj.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Puściłam mu oczko, po czym weszłam do środka.
- Masz idealne wyczucie czasu.
- Gdybyście się żegnali krócej to by wam starczyło czasu.
- Podglądałeś.- przymrużyłam powieki i wbiłam w niego wzrok.
- Ja? Nigdy w życiu.- uniósł ręce w geście niewinności.
- To słodkie, gdy się o mnie martwisz, ale kochany ja mam już dwadzieścia dwa lata. Umiem o siebie zadbać.- przytuliłam go i pocałowałam w czoło.
- Dla mnie zawsze będziesz malutką siostrzyczką. Szkoda, że tak mało spędzaliśmy ze sobą czasu.
- Co się stało to się nie odstanie.
- Wiesz, co...
- Mhm?
- Ile razy można ci mówić, zdejmij tę bluzę bo śmierdzisz Bartrą.- mimowolnie roześmiałam się.
- Zazdrościsz mu i tyle.- pokazałam mu język.
- Ja mam cię na co dzień.- odpowiedział dumnie wypinając pierś.
- Idziesz spać, czy będziesz tu na kogoś czekał?
- Idę, idę.
Weszłam do swojego pokoju. Ubranie od Marca powiesiłam w szafie. Ruszyłam się odświeżyć. Podniosłam kurek i już po chwili poczułam, jak woda spływa po moim ciele. Oddaliłam się w moją krainę przemyśleń. Znów rozmyślałam o Marcu. Co on ze mną zrobił? Obiecałam sobie, że się nie zakocham. A on? On tak po prostu to zrobił. Sprawił, że zapomniałam o wszystkich problemach sercowych. Zarówno tych z Argentyny, jak i z Madrytu. Nigdy nie miałam szczęścia w kontaktach damsko - męskich. Ale przy nim czuję coś innego, coś co sprawia, że mój świat się zmienia, oddalam się od rzeczywistości. Wtedy liczymy się tylko my. Myślałam, że mogę walczyć, że uda mi się wygrać z tym uczuciem, jednak ono spłatało mi figla. A Bartra pomógł losowi. Najbardziej boję się jego straty, chwil spędzonych razem. Ale ten czas nadchodzi. Z każdym dniem jestem bliżej zrujnowania sobie i jemu życia. Dobre momenty ulecą z mojej pamięci, jak bańka mydlana. To wszystko minie. Nie mogę go ranić. Ale nie ważne, czy zerwę z nim kontakt teraz, czy dowie się całej prawdy za niecałe dwa miesiące. To będzie bolało tak samo. Zarówno jego jak i mnie. Nie wyobrażam sobie jego straty. Nie wiem nawet, czy potrafiłabym żyć dalej. Wspominam nasze pocałunki, a każdy z nich smakuje inaczej. Usta tego piłkarza sprawiają, że czuje się wyjątkowa. Tak bardzo nie chcę go ranić. Tak bardzo chciałabym poznać go przed wyjazdem go Madrytu. Może to wszystko potoczyłoby się inaczej. Moje życie posypało się wraz z przyjazdem do stolicy Hiszpanii. Nie miałam tam nikogo. Byłam sama. Potrzebowałam kogoś, kto sprawiłby, że się uśmiechnę. Sprawi, że moje smutki i troski odejdą na bok, w niepamięć. Tak się niestety nie stało. Wpadłam w bagno. Jedno, wielkie, obrzydliwe bagno, które zrujnowało mnie od środka. Już nie jestem tą samą Marią, co dwa lata temu. Żałuję również, że nigdy nie spędzałam z Lio tyle czasu, co ostatnio. To był mój największy błąd. Dopiero teraz zrozumiałam, że jest najbliższy mojemu sercu. Zawsze łączyła nas dziwna więź, której nie potrafiłam wyjaśnić. Rodrigo ani Matias nie sprawiają, że czuje się tak swobodnie. Przy Leo mogę się otworzyć. Często zauważam u nas te same cechy.
Koniec rozmyśleń na dzisiaj, trzeba iść spać. Jutro kolejny dzień pełen wrażeń...

I don't know just how it happened,
I let down my guard...
Swore I'd never fall in love again but I fell hard.
Guess I should have seen it coming,
caught me by suprise...
I wasn't looking where i was going,
I fell into your eyes.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz