Zamurowało mnie, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Osoba uśmiechnęła się do mnie szeroko...
Stałam w progu pokoju z otwartą buzią. Byłam pozytywnie zaskoczona.
- Co tak stoisz? Ducha zobaczyłaś?- zaśmiał się radośnie, rozkładając ramiona. Podbiegłam i mocno przytuliłam moją "niespodziankę". Rzeczywiście był to przemiły prezent. Najlepszy w ostatnim czasie.
- Iker co ty tutaj robisz?- spytałam wciąż będąc zdziwiona. - Tęskniłam.- ściskałam przyjaciela z całych sił.
- Zaraz mi żebra połamiesz.- powiedział udając obolałego. - Chciałaś uciec to musiałem przyjechać wcześniej.- stał z uśmiechem od ucha do ucha również mnie obejmując.
- Głupek.- walnęłam go w głowę.
- To bolało.- złapał się za nią.- Idziemy na kawę.- pociągnął mnie za rękę w stronę schodów.
- Stój, muszę się przebrać. Zobacz, jak ja wyglądam.- złapałam za swoją bluzkę i zaczęłam mu ją pokazywać.
- Masz 15 minut, czekam na dole.
Biegałam jak szalona w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż i zbiegłam na dół. Co prawda zajęło mi to dziesięć minut więcej, ale najważniejsze, że jakoś się prezentowałam i mogłam wyjść do ludzi.
- U la la seniorita, wyładniałaś.- na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Jak zawsze prawił mi komplementy, czego nigdy nie lubiłam. Czuję się wtedy zawstydzona.
- Iker tylko mi siostry nie zgub.- pogroził mu palcem Leo, który właśnie wychodził z kuchni z Thiago na rękach.
- Mi nie ufasz? Przecież daje ci gole strzelać.
- Dobra, dobra. To ja takie mocne piłki strzelam.
- Idziemy?- krzyknęłam zakładając trampki. Byłam rozbawiona z ich jakże ważną kłótnią.
- Iker co ty tutaj robisz?- spytałam wciąż będąc zdziwiona. - Tęskniłam.- ściskałam przyjaciela z całych sił.
- Zaraz mi żebra połamiesz.- powiedział udając obolałego. - Chciałaś uciec to musiałem przyjechać wcześniej.- stał z uśmiechem od ucha do ucha również mnie obejmując.
- Głupek.- walnęłam go w głowę.
- To bolało.- złapał się za nią.- Idziemy na kawę.- pociągnął mnie za rękę w stronę schodów.
- Stój, muszę się przebrać. Zobacz, jak ja wyglądam.- złapałam za swoją bluzkę i zaczęłam mu ją pokazywać.
- Masz 15 minut, czekam na dole.
Biegałam jak szalona w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż i zbiegłam na dół. Co prawda zajęło mi to dziesięć minut więcej, ale najważniejsze, że jakoś się prezentowałam i mogłam wyjść do ludzi.
- U la la seniorita, wyładniałaś.- na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Jak zawsze prawił mi komplementy, czego nigdy nie lubiłam. Czuję się wtedy zawstydzona.
- Iker tylko mi siostry nie zgub.- pogroził mu palcem Leo, który właśnie wychodził z kuchni z Thiago na rękach.
- Mi nie ufasz? Przecież daje ci gole strzelać.
- Dobra, dobra. To ja takie mocne piłki strzelam.
- Idziemy?- krzyknęłam zakładając trampki. Byłam rozbawiona z ich jakże ważną kłótnią.
Wyszliśmy rozkoszując się swoim towarzystwem i przyjemną temperaturą. Przez cały czas miałam uśmiech na twarzy. Bramkarz położył rękę na moich ramionach, a ludzie na ulicy ciągle na nas patrzyli. Pewnie sama nie uwierzyłabym, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Gdy przechodziliśmy obok uczelni, pociągnęłam go za rękę.
- Gdzie ty mnie ciągniesz?- spytał zdezorientowany, unosząc brwi do góry.
- Złożę tylko papiery i możemy dalej iść.
Udałam się do sekretariatu.
- Dzień dobry, ja chciałbym złożyć dokumenty.
- Dzień dobry. Proszę mi je podać.- uśmiechnęła się do mnie młoda sekretarka, po czym wyciągnęła rękę. Obejrzała je uważnie. - Wszystko się zgadza. Odpowiedź dostanie pani listownie za kilka dni.
- Dziękuję.
Wyszliśmy i udaliśmy się do kawiarni. Usiedliśmy na kanapie przy jednym ze stolików. Zamówiliśmy kawy, a ja dodatkowo duży deser lodowy.
- Nadal uwielbiasz lody czekoladowe?
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.- machnęłam łyżeczką w jego stronę.
- Żarty, żartami, ale musimy porozmawiać.- jego twarz natychmiast zmieniła swój wyraz. Wiedziałam, że nie będzie to najprzyjemniejsza rozmowa.
- Co ci powiedział?- spytałam upijając łyk mrożonej kawy. Próbowałam udawać, że mnie to nie dotyczy, że w ogóle mnie nie to obchodzi.
- Mówił, że wie o twoim pobycie. Chciał do ciebie przyjechać.- oznajmił mieszając swoją kawę.
- On nie może się tu pojawić.- pisnęłam, a serce zaczęło mi szybciej bić, za każdym razem stresowałam się równie mocno. Ludzie słysząc mnie obrócili się. Jednak, gdy nie zauważyli niczego ciekawego wrócili do poprzednich czynności.
- Udało mi się go przekonać żeby tego nie robił. Ale jak przyjedziemy tu na el Clasico on na pewno się z tobą skontaktuje. Nie uciekniesz przed nim.- potarł moje ramię. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
- Iker, ja już nie mam na to siły. Tak trudno mu zrozumieć, że nie chcę go znać?- jęknęłam bezsilnie kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mania...- przytulił się do mnie, gdyby nie to pewnie rozpłakałabym się.- Musisz to raz na zawsze skończyć. Za dwa miesiące przylatujemy, wtedy masz to zrobić. Przez ten czas musisz zebrać siły i stawić mu czoła.
- To nie jest takie proste...
- Wiem o tym. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy.- dodał przytulając mnie mocno.
- Jak dobrze, że Cię mam.- westchnęłam.
- Ja też bym chciał takiego przyjaciela. Przystojny, mądry, jest najlepszym bramkarzem na świecie, a w dodatku skromny.- przeczesał palcami swoje czarne włosy.
- Teraz to się obrażam.- skrzyżowałam dłonie na piersiach i udałam obrażoną.
- Już się nie obrażaj. Wiesz, że Cię Kocham, ale jak siostrę.- potargał moje włosy i pocałował w czoło.
- Ej, jak ja teraz wyjdę do ludzi?
- Ładnemu we wszystkim ładnie.
- Tanimi komplementami mnie nie kupisz.- pokazałam mu język.
- Oj, spokojnie. Ja muszę się już zbierać.- oznajmił wstając z miejsca i kładąc pieniądze za nasze zamówienie.
- Tak szybko?- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Nie chciałam żeby tak szybko mnie zostawiał. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy, a on już musiał iść.
- Ancoletti nie dał mi wolnego i chcę zdążyć jeszcze na wieczorną sesję treningową. Zobaczymy się niedługo. Będę tęsknił.
- Ja za tobą też. Pozdrów żonę, synka, Sergio i Marcelo.- Przytuliliśmy się mocno i pocałowałam go w policzek. - Zadzwoń do mnie czasem.- rzuciłam, gdy rozdzieliliśmy się po wyjściu.
- Gdzie ty mnie ciągniesz?- spytał zdezorientowany, unosząc brwi do góry.
- Złożę tylko papiery i możemy dalej iść.
Udałam się do sekretariatu.
- Dzień dobry, ja chciałbym złożyć dokumenty.
- Dzień dobry. Proszę mi je podać.- uśmiechnęła się do mnie młoda sekretarka, po czym wyciągnęła rękę. Obejrzała je uważnie. - Wszystko się zgadza. Odpowiedź dostanie pani listownie za kilka dni.
- Dziękuję.
Wyszliśmy i udaliśmy się do kawiarni. Usiedliśmy na kanapie przy jednym ze stolików. Zamówiliśmy kawy, a ja dodatkowo duży deser lodowy.
- Nadal uwielbiasz lody czekoladowe?
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.- machnęłam łyżeczką w jego stronę.
- Żarty, żartami, ale musimy porozmawiać.- jego twarz natychmiast zmieniła swój wyraz. Wiedziałam, że nie będzie to najprzyjemniejsza rozmowa.
- Co ci powiedział?- spytałam upijając łyk mrożonej kawy. Próbowałam udawać, że mnie to nie dotyczy, że w ogóle mnie nie to obchodzi.
- Mówił, że wie o twoim pobycie. Chciał do ciebie przyjechać.- oznajmił mieszając swoją kawę.
- On nie może się tu pojawić.- pisnęłam, a serce zaczęło mi szybciej bić, za każdym razem stresowałam się równie mocno. Ludzie słysząc mnie obrócili się. Jednak, gdy nie zauważyli niczego ciekawego wrócili do poprzednich czynności.
- Udało mi się go przekonać żeby tego nie robił. Ale jak przyjedziemy tu na el Clasico on na pewno się z tobą skontaktuje. Nie uciekniesz przed nim.- potarł moje ramię. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
- Iker, ja już nie mam na to siły. Tak trudno mu zrozumieć, że nie chcę go znać?- jęknęłam bezsilnie kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mania...- przytulił się do mnie, gdyby nie to pewnie rozpłakałabym się.- Musisz to raz na zawsze skończyć. Za dwa miesiące przylatujemy, wtedy masz to zrobić. Przez ten czas musisz zebrać siły i stawić mu czoła.
- To nie jest takie proste...
- Wiem o tym. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy.- dodał przytulając mnie mocno.
- Jak dobrze, że Cię mam.- westchnęłam.
- Ja też bym chciał takiego przyjaciela. Przystojny, mądry, jest najlepszym bramkarzem na świecie, a w dodatku skromny.- przeczesał palcami swoje czarne włosy.
- Teraz to się obrażam.- skrzyżowałam dłonie na piersiach i udałam obrażoną.
- Już się nie obrażaj. Wiesz, że Cię Kocham, ale jak siostrę.- potargał moje włosy i pocałował w czoło.
- Ej, jak ja teraz wyjdę do ludzi?
- Ładnemu we wszystkim ładnie.
- Tanimi komplementami mnie nie kupisz.- pokazałam mu język.
- Oj, spokojnie. Ja muszę się już zbierać.- oznajmił wstając z miejsca i kładąc pieniądze za nasze zamówienie.
- Tak szybko?- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Nie chciałam żeby tak szybko mnie zostawiał. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy, a on już musiał iść.
- Ancoletti nie dał mi wolnego i chcę zdążyć jeszcze na wieczorną sesję treningową. Zobaczymy się niedługo. Będę tęsknił.
- Ja za tobą też. Pozdrów żonę, synka, Sergio i Marcelo.- Przytuliliśmy się mocno i pocałowałam go w policzek. - Zadzwoń do mnie czasem.- rzuciłam, gdy rozdzieliliśmy się po wyjściu.
Wróciłam przed wyjazdem Lio na popołudniowy trening.
- Już wróciłam.- krzyknęłam rozwiązując trampki.
- Jedziesz ze mną?- wyjrzał z kuchni i spytał trzymając w dłoni nadgryzione jabłko.
- Czekaj tylko poprawie włosy.- pobiegłem do łazienki. Rozczesałam je i związałam w koński ogon. Chwile później wyjechaliśmy. Szliśmy w stronę szatni, gdy zadał mi to słynne już pytanie.
- Wchodzisz ze mną?- uśmiechnął się szeroko.
- Ale z zamkniętymi oczami.- zasłoniłam je ręką i weszliśmy do środka.
- Możesz otworzyć oczy.- usłyszałam głos Pique. Odsłoniłam je, ale bardzo tego żałowałam. Znów je zakryłam. Jak mogłam mu uwierzyć.
- Nabrała się!- zaczął się głośno śmiać.
- Pogrzało cię do reszty?!- pisnęłam.
- Nie przejmuj się nim.- uznał spokojnie Andres.- Jak się czujesz?- spytał z czułością, a ja odsłoniłam oczy.
- Jest dobrze.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Rozejrzałam się się po szatni. Zobaczyłam Marca, na jego twarzy malował się cień uśmiechu. Piłkarze wyszli z szatni. Zostaliśmy tylko my. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Znaliśmy się dopiero kilka dni, a on już powodował we mnie tak silne emocje.
- Mari...- zaczął.- Jesteś jeszcze na mnie zła?- spytał ze spojrzeniem, jakby się bał, że zaraz na niego nakrzyczę.
- Wiesz, w sumie to dziękuję ci za te słowa, dziękuję, że odesłałeś tą taksówkę. Dzisiaj złożyłam dokumenty na uczelnię. Zostaje tu.- nie zdążyłam dokończyć zdania, bo Marc wpadł w euforię radości. Wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić. Ja śmiałam się głośno.
- Bartra głuptasie, puść mnie.- pisnęłam z uśmiechem, a on udał obrażonego.
- Idziemy, bo się spóźnię.- złapał mnie za dłoń. Na murawie byli już wszyscy piłkarze, brakowało tylko trenera. Na nasz widok zaczęli gwizdać. Skąd u nich ta reakcja, skoro nie trzymaliśmy się nawet za ręce? No tak, przecież to piłkarze FC Barcelony. Czego mogłam się po nich spodziewać. Zarumieniłam się i poszłam na trybuny. Oglądałam trening, który niedawno się zaczął. Nagle Neymar poślizgnął się i upadł. Podszedł do niego trener oraz fizjoterapeuta. Szeptali przez moment, a później Brazylijczyk pokuśtykał i usiadł obok mnie.
- Bardzo boli?- spytałam z troską w głosie.
- Od kiedy siedzę obok ciebie nie boli.- posłał mi uśmiech.
- Daruj sobie te tanie komplementy.- uśmiechnęłam się szeroko.
- To idziemy na tą kawę?
- Co prawda piłam już dzisiaj jedną, ale tobie nie odmowie.
- Czuje się zaszczycony. Bartra nie będzie zły?
- Ale ja z nim nie jestem.
- To znaczy, że mam jakieś szanse? - przeczesał swoje włosy palcami.
- Nie radziłabym ci próbować. Na razie nie chcę się się z nikim wiązać.- utkwiłam spojrzenie w oddali.
- Tak chamsko spławić boskiego Neymara.- udał obrażonego.
- Skromność to twoje drugie imię.
- Neymar Skromność da Silva Santos Junior.- podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
Bawiliśmy się w najlepsze, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk.
- Uwaga!
W ostatniej chwili uchyliłam głowę, a piłka poleciała centymetry nade mną. Rozejrzałam się wokoło i ujrzałam piłkarzy śmiejących się wniebogłosy. W środku drużyny stał Leo.
- Który to?- warknęłam.
- To on!- wydarł się Xavi pokazując palcem na mojego brata.
- Nie żyjesz.- wskazałam na niego palcem. Wstałam z krzesełka i ruszyłam w jego stronę. Przerażony zaczął uciekać, a ja pobiegłam za nim. W pewnym momencie odbiłam się, skoczyłam mu na plecy, po czym runęliśmy na murawę.
- Marc mi kazał.- rzucił, bym dała mu spokój, jednak tak łatwo ze mną nie jest.
- Ej, ja nic nie mówiłem.- krzyknął Bartra usłyszawszy naszą rozmowę. Położyłam się na bracie tak, aby nie mógł się ruszyć. Widziałam jak cały skład śmieje się z naszej dwójki.
- Zejdź już ze mnie!
- Nie, będziesz teraz cierpiał.
- Zlituj się nade mną kochana siostrzyczko.
- Teraz to kochana siostrzyczko. Nie!- ledwo można było mnie zrozumieć, tak bardzo się śmiałam. Nagle podszedł Bartra i podniósł mnie z brata. Miał z tym nieco problemów, ponieważ złapałam się mocno koszulki Leo.
- Przeszkodziłeś mi.- udałam obrażoną.
- Nie gadaj tyle. Trening się już skończył. Idziemy stąd.- przerzucił mnie przez ramię i zaczął nieść w stronę szatni. Krzyczałam, biłam go pięściami w plecy, jednak nic nie pomagało. Zatrzymaliśmy się dopiero w przebieralni.
- Puść mnie!
- Nie krzycz, bo cię nie postawię.
- Zrobię wszystko czego będziesz chciał.- jęknęłam bezradnie.
- Wszystko?- uśmiechnął się szyderczo.
- Tak.- Piłkarze zrobili zdziwione miny.
Postawił mnie na ziemi. Dopiero kilka minut później spostrzegłem, co powiedziałam.
- Masz szczęście, musiałem cie postawić, bo muszę się przebrać.- pokazałam mu dwa rzędy równych, białych ząbków. Wyszłam stamtąd. Za każdym razem, gdy się tu pojawiam dzieje się coś ciekawego. Tu chyba nie ma sekundy nudy.
Stałam już 10 minut, gdy zobaczyłam wychodzącego Marca i Roberto. Patrzyli się na mnie szeptając. Poczułam się niezręcznie. Za chwilę wyszedł mój brat, Xavi, Pique i Iniesta.
- Ja idę do Gerarda, nie wracaj za późno.
- Skąd wiesz, że wychodzę?
- Ney nam się pochwalił.
- Weź człowieku takiemu coś powiedz.- westchnęłam z niedowierzaniem.
Żartowaliśmy przez chwile, lecz chłopcy musieli już iść. Minutę po nich z szatni wyszedł Neymar.
- Dłużej się nie dało?- spytałam zakładając ręce na piersi.
- Jednak czekałaś na mnie. Myślałem, że umówiłaś się z Bartrą.
- Obiecałam ci, więc jestem.
- Trochę mi się przedłużyło przez Alvesa.
- Powinnam cie zabić, wiesz? 30 minut spóźnienia.
- W nagrodę zabiorę cię... Przygotuje coś fajnego na przeprosiny, ale to kiedyś, a teraz zabieram cię do kawiarni.- objął mnie ramieniem i poprowadził na parking.
Wsiadłam do samochodu. Zatrzymaliśmy się dopiero pod budynkiem. Po raz drugi dzisiaj w tej samej kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, tak, tym samym co rano. Co za zbieg okoliczności. W myślach śmiałam się z tego. Zamówiliśmy napoje. Ja wzięłam smoothie truskawkowo-bananowe ze względu na wypitą wcześniej kawę.
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić.- powiedział drapiąc się po głowie. Było mu wstyd, więc dotarło do niego jego zachowanie.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś.
- Na co dzień taki nie jestem. Tydzień temu rozstałem się z Bruną. Od tamtej pory nie mogę znaleźć sobie miejsca, wszystko mnie denerwuje.
- Tak mi przykro.
- Od dzisiaj rana, już nie jest mi przykro, dzięki tobie.- zarumieniłam się.
- Dobra, dobra. Twoje komplementy na mnie nie działają. Powiesz mi co się między wami stało?
- Ona mieszka w Brazylii, jest sama...- próbował ją usprawiedliwiać.- Zdradziła mnie z modelem na jednej ze swoich sesji.
- Nie usprawiedliwiaj jej. Widocznie nie zasługiwała na ciebie.- oznajmiłam. - Dobrze wiem, jakie potrafią być kobiety i takie jak ona nie są warte twoich nerwów. Wiem, że to nie jest łatwe, ale postaraj się ją zrozumieć.- wstałam z krzesełka i przytuliłam go.
- Marc mi kazał.- rzucił, bym dała mu spokój, jednak tak łatwo ze mną nie jest.
- Ej, ja nic nie mówiłem.- krzyknął Bartra usłyszawszy naszą rozmowę. Położyłam się na bracie tak, aby nie mógł się ruszyć. Widziałam jak cały skład śmieje się z naszej dwójki.
- Zejdź już ze mnie!
- Nie, będziesz teraz cierpiał.
- Zlituj się nade mną kochana siostrzyczko.
- Teraz to kochana siostrzyczko. Nie!- ledwo można było mnie zrozumieć, tak bardzo się śmiałam. Nagle podszedł Bartra i podniósł mnie z brata. Miał z tym nieco problemów, ponieważ złapałam się mocno koszulki Leo.
- Przeszkodziłeś mi.- udałam obrażoną.
- Nie gadaj tyle. Trening się już skończył. Idziemy stąd.- przerzucił mnie przez ramię i zaczął nieść w stronę szatni. Krzyczałam, biłam go pięściami w plecy, jednak nic nie pomagało. Zatrzymaliśmy się dopiero w przebieralni.
- Puść mnie!
- Nie krzycz, bo cię nie postawię.
- Zrobię wszystko czego będziesz chciał.- jęknęłam bezradnie.
- Wszystko?- uśmiechnął się szyderczo.
- Tak.- Piłkarze zrobili zdziwione miny.
Postawił mnie na ziemi. Dopiero kilka minut później spostrzegłem, co powiedziałam.
- Masz szczęście, musiałem cie postawić, bo muszę się przebrać.- pokazałam mu dwa rzędy równych, białych ząbków. Wyszłam stamtąd. Za każdym razem, gdy się tu pojawiam dzieje się coś ciekawego. Tu chyba nie ma sekundy nudy.
Stałam już 10 minut, gdy zobaczyłam wychodzącego Marca i Roberto. Patrzyli się na mnie szeptając. Poczułam się niezręcznie. Za chwilę wyszedł mój brat, Xavi, Pique i Iniesta.
- Ja idę do Gerarda, nie wracaj za późno.
- Skąd wiesz, że wychodzę?
- Ney nam się pochwalił.
- Weź człowieku takiemu coś powiedz.- westchnęłam z niedowierzaniem.
Żartowaliśmy przez chwile, lecz chłopcy musieli już iść. Minutę po nich z szatni wyszedł Neymar.
- Dłużej się nie dało?- spytałam zakładając ręce na piersi.
- Jednak czekałaś na mnie. Myślałem, że umówiłaś się z Bartrą.
- Obiecałam ci, więc jestem.
- Trochę mi się przedłużyło przez Alvesa.
- Powinnam cie zabić, wiesz? 30 minut spóźnienia.
- W nagrodę zabiorę cię... Przygotuje coś fajnego na przeprosiny, ale to kiedyś, a teraz zabieram cię do kawiarni.- objął mnie ramieniem i poprowadził na parking.
Wsiadłam do samochodu. Zatrzymaliśmy się dopiero pod budynkiem. Po raz drugi dzisiaj w tej samej kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, tak, tym samym co rano. Co za zbieg okoliczności. W myślach śmiałam się z tego. Zamówiliśmy napoje. Ja wzięłam smoothie truskawkowo-bananowe ze względu na wypitą wcześniej kawę.
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić.- powiedział drapiąc się po głowie. Było mu wstyd, więc dotarło do niego jego zachowanie.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś.
- Na co dzień taki nie jestem. Tydzień temu rozstałem się z Bruną. Od tamtej pory nie mogę znaleźć sobie miejsca, wszystko mnie denerwuje.
- Tak mi przykro.
- Od dzisiaj rana, już nie jest mi przykro, dzięki tobie.- zarumieniłam się.
- Dobra, dobra. Twoje komplementy na mnie nie działają. Powiesz mi co się między wami stało?
- Ona mieszka w Brazylii, jest sama...- próbował ją usprawiedliwiać.- Zdradziła mnie z modelem na jednej ze swoich sesji.
- Nie usprawiedliwiaj jej. Widocznie nie zasługiwała na ciebie.- oznajmiłam. - Dobrze wiem, jakie potrafią być kobiety i takie jak ona nie są warte twoich nerwów. Wiem, że to nie jest łatwe, ale postaraj się ją zrozumieć.- wstałam z krzesełka i przytuliłam go.
- A to za co?
- Tak na pocieszenie. Wiem, jak potrzebny jest przyjaciel w takich chwilach.- posmutniałam. Znów przypomniałam sobie Madryt. Wspomnienia z tamtego okresu wciąż mnie raniły. Zgrywałam pozory byleby nikt się o niczym nie dowiedział. Nie miałam ochoty na wyjaśnianie mojego największego życiowego błędu.
- Zmieńmy temat, bo zaraz się rozpłaczemy.- przerwał milczenie
- Dobry pomysł.
- Jak podoba ci się w Barcelonie?
- Jest pięknie, a plaża o świcie to poezja...- westchnęłam rozmarzona.
Zaczęliśmy rozmawiać. Od biegania doszliśmy, aż po ulubione filmy. Dzięki niemu oderwałam się od rzeczywistości. Dwie godziny z nim spędzone, minęły niczym dwie minuty. Później odwiózł mnie do domu. Pożegnaliśmy się. Już od progu usłyszałam głos Anto.
- Jak randka?
- To nie była randka.
- Pamiętam, jak ja tak mówiłam, gdy wychodziłam z Leo.
- To było spotkanie na przeprosiny. Rano podczas biegania mieliśmy małe spięcie.
- Jasne, jasne.
- Anto.- udając obrażoną dźgnęłam ją w brzuch. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Udałam się do swojego pokoju. Jednak nie dane było mi odpocząć dłużej niż pół godziny. Usłyszałam, jak coś uderza o moje okno. Na początku trochę się wystraszyłam, jednak ciekawość wzięła górę i podeszłam w to miejsce. Otworzyłam je, a na dole zobaczyłam Marca.
- Zejdziesz, czy mam tak stać?
- Nie mam siły.- zaczęłam marudzić.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Odszedł, tak po prostu, bez pożegnania. Ktoś zapukał do drzwi. Nie pomyślałam żeby to mógł być on, w pierwszej chwili uznałam, że to jakiś zbieg okoliczności. Zbiegłam na dół, gdzie czekała moja przyszła szwagierka.
- A kuku!- wrzasnął wyskakując zza ściany Bartra. Ze strachu aż podskoczyłam. Spojrzeli po sobie i wybuchli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- Chcesz żebym zawału dostała?-zwróciłam się do piłkarza. - A ty zdrajco, mnie nie uprzedziłaś.- wskazałam palcem na przyjaciółkę.
- On mi kazał.- rzuciła przez śmiech.
- Co chcesz?- powiedziałam zdenerwowana.
- Zabieram cię stąd.
- Nie mam ochoty.- Spojrzałam na niego, już wtedy widziałam, że coś kombinuje. Podszedł do mnie i przerzucił przez swoje idealnie umięśnione ramię. Znów dałam się na to nabrać. Ten sam numer dwa razy w ciągu jednego dnia. Zaczęłam krzyczeć i bić go pięściami, nawet wbiłam mu paznokcie w plecy. Nic go nie ruszało. Twardy zawodnik, ale ze mną nie pójdzie mu tak łatwo... Raczej.
- Przed północą powinna wrócić w całości.- Antonella pokiwała głową na zgodę.- O ile przestanie mnie bić.
- Bartra idioto, puść mnie.- wykrzyczałam jak tylko wyszliśmy z domu.
- Za idiotę cię nie puszczę.
- Oj nie bądź taki.- powiedziałam słodko, a on tylko poprawił mnie na ramieniu i szedł dalej. - To może chociaż powiesz, gdzie mnie zabierasz?- spytałam, wiedząc, że z góry jestem na przegranej pozycji. Nie miałam innego wyboru, jak tylko się poddać.
- Zobaczysz.
Niósł mnie jeszcze przez kilka minut.
- Połamiesz się pod moim ciężarem.
- Jesteś lekka, ty w ogóle coś jesz?- usłyszałam w jego głosie troskę.
- Oj, bardzo dużo, zdziwiłbyś się.
- Nie wyglądasz.
Zatrzymał się pod Sagrada Familia. Zdjął mnie ze swojego ramienia i postawił delikatnie na ziemi.
- Nareszcie czuje ziemię. Choć muszę przyznać, że było mi bardzo wygodnie.
- Mam cię dalej nosić?
- Nie, może lepiej nie. To gdzie idziemy?
- Zabieram cię na nocny spacer po Barcelonie. Mam nadzieje, że mi nie odmówisz.
- No co ty głuptasie.- przytuliłam go, targając przy tym jego starannie ułożone włosy.
- Jesteś głodna?
- Bardzo.
Udaliśmy się do małej knajpki niedaleko Placa Reial. Nie wiedziałam, że piłkarze bywają w takich miejscach. Zawsze myślałam, że chodzą tylko do wykwintnych restauracji. W środku było pełno ludzi. Ledwo udało nam się znaleźć wolne miejsce. Nie obyło się również bez rozdania kilku autografów. Zamówiliśmy dania kuchni meksykańskiej.
- Jak ci się podoba?
- Świetny klimat, ludzie. Tu jest jakoś inaczej.
- Tu można odpocząć od zgiełku, oderwać się od życia, pracy albo znienawidzonych ludzi.
Chwile później przyszedł kelner. Podał nasze zamówienia. Zaczęliśmy jeść, kiedy nagle Marc się roześmiał. Wziął serwetkę i wytarł sos z kącika moich ust. Na moich policzkach pokazał się rumieniec, a na ustach szeroki uśmiech. Opuściłam głowę, by tego nie zauważył. On wrócił do poprzedniej czynności, więc ja postanowiłam zrobić to samo. Kończąc potrawę odłożyłam sztućce na talerzu i spojrzałam na niego.
- Musisz mnie tu częściej zabierać. To było pyszne.- uśmiechnęłam się opierając o wygodne krzesło.
- To jeszcze nie koniec.
Zapłacił za potrawy, po czym wyszliśmy.Gdy spacerowaliśmy nasze dłonie otarły się o siebie. Delikatnie splotłam je, a on uniósł, spojrzał na nie i pocałował moją. Zbliżyłam się do niego. Nie patrzył na mnie, lecz ja widziałam jak na jego twarzy maluje się piękny uśmiech. Uwielbiam ten uśmiech. Spacerowaliśmy trochę, gdy dobiegł mnie szum morskich fal. Doszliśmy na plażę. Paliło się kilka przydrożnych latarni, które nadawały wyjątkowy klimat. Widok był po prostu piękny. Ścisnęłam mocniej swoją dłoń.
- Chodź, szybko.- pociągnął mnie za sobą i zaczął biec.
- Wolniej, mam za krótkie nogi.- zatrzymał się na chwilę i wziął mnie na ręce. Nasze spojrzenia zetknęły się, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Twoje nogi są idealne.- odrzekł idąc dalej.
Niby zwykły komplement, jednak z jego ust brzmiał jakoś inaczej niż od Neymara, czy Ikera. Splotłam ręce na jego szyi i położyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam woń jego słodkich perfum. Nie wiem dlaczego, ale je uwielbiałam. Nigdy nie przepadałam za męskim perfumami, jednak te były inne.
- Znów mnie niesiesz. Zaczyna mi się robić głupio.
- Drobiazg.
- Nie taki drobiazg.- odchyliłam głowę i spojrzałam na niego pytająco, a on postawił mnie na piasku, popatrzył w moje oczy.
- Niosąc cię czuję, jakbym miał cały świat w swoich rękach.- wyszeptał przy moich ustach, a następnie delikatnie je musnął. Widziałam, że boi się ponownego odrzucenia, lecz tym razem nie protestowałam. Zobaczył to i pogłębił pocałunek. Nałożyłam swoje dłonie na jego szyję, a on położył ręce na mojej tali. Czułam się niesamowicie, zupełnie jakby to był mój pierwszy pocałunek. Myślałam, że to sen. Ten, który mógłby się nigdy nie kończyć. Jednak tę cudowną chwilę przerwali nam plażowicze.
- Ej, stary to chyba Bartra?
- Dawaj podejdziemy.
Tak też zrobili. Poprosili o autografy, po czym odeszli jak gdyby nigdy nic. Popatrzyliśmy na siebie i roześmialiśmy się głośno.
- Jeszcze jedno miejsce, a będziesz miała spokój od Bartry.- oznajmił.
- Jeśli tak, to chcę żeby to w trwało wieczność.- Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. Było to niezwykle trudne zadanie, ponieważ jestem bardzo niska, widać to u nas rodzinne. Moje 157 cm przy jego 183 to naprawdę duża różnica. Roześmiał się, po czym szliśmy dalej.
- To miejsce jest dość dziwne, jak na spotkanie z dziewczyną, więc jeśli Ci się nie spodoba to powiedz. Mam nadzieję, że Leo nie zabije mnie za to, że Cię tam zabieram.- pokiwałam głową na zgodę.
Stanęliśmy pod Tibidabo. W moich oczach pojawiły się iskierki. Pociągnęłam go za rękę.
- Zawsze chciałam tu przyjść.- mówiłam błądząc wzrokiem po znajdujących się tam atrakcjach.- Pewnie cię to dziwi, co?
- No trochę. To na co idziemy na początku?
- Rollercoaster?- Spytałam i ruszyliśmy po bilety. Usiedliśmy w pierwszym wagoniku. Kolejka ruszyła, z każdym metrem co raz bardziej się rozpędzała. Pierwsza pętla, ludzie krzyczą, a my siedzimy nie wzruszeni. Druga, trzecia, a dzieje się to samo. Nagle zjechaliśmy ostro w dół, czwarta pętla. Zaczęliśmy drzeć się wniebogłosy, nawet krzykiem nie można tego nazwać. Zdecydowanie było to darcie. Później było tylko lepiej. Zjazdy, wjazdy, kolejne pętle. Wyobrażałam sobie to miejsce, ale nigdy nie myślałam, że będzie tak świetnie. Zeszliśmy z szerokimi uśmiechami. Pocałowałam go w policzek. Dotknął go i spytał:
- A to za co?
- Za dzisiaj, za to wszystko, za wyrwanie mnie z domu i za to, że jesteś tu ze mną.- przytuliłam go. - To gdzie idziemy teraz?
Później poszliśmy na diabelski młyn. Usiedliśmy sam na sam w jednej kabinie. Na początku naprzeciwko siebie, lecz on po chwili przysiadł się do mnie. Objął mnie ramieniem, ja się w niego wtuliłam. Poczułam na ciele przechodzące z zimna ciarki, więc potarłam ramiona. Zdjął swoją czerwoną bluzę z logiem Nike i dał mi, a ja ją włożyłam. Znów się do niego przytuliłam. Nie wiem, jak to się stało, ale zasnęłam.
- Mari, już wychodzimy.- poczułam jak jego ciepłe usta stykają się z moim czołem.
- Co? Gdzie jestem?- zapytałam zdezorientowana.
- Zasnęłaś.- powiedział z troską.
- Tylko udawałam.- wzruszyłam ramionami, przecierając zaspane oczy.
- Na pewno.- westchnął ironicznie i puścił do mnie oczko.
Zaczęliśmy wracać do domu. Dwa kilometry przed metą naszego wieczoru zaczęły mnie boleć nogi.
- Marc nogi mnie bolą, ja już nigdzie nie idę.- Usiadłam na środku chodnika. Ukucnął naprzeciwko mnie.
- Siadaj.
- Za ciężka jestem, poza tym pewnie jesteś zmęczony.
- Siadaj chudzielcu, jakbym był zmęczony to bym ci tego nie proponował.
Przełożyłam swoje nogi i usiadłam na jego barkach. Uścisnął moje dłonie i znów ruszyliśmy. Śmiałam się, jak małe dziecko.
- Po tym wieczorze będziesz miał mnie dość.- zauważyłam.
- Chyba polubiłem noszenie cię. - pocałowałam go w czoło i potargałam jego włosy.
- Ej, popsułaś boską fryzurę Bartry.
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej. Jak buntownik.- pochylił się, więc złapałam się go mocno z obawy przed upadkiem.
- A chcesz spaść?
- Leo by ci dał, jakby się dowiedział, że mnie upuściłeś.
- Zapomniałem o twoim bracie...
- Ej, właśnie minąłeś jego dom.- wskazałam na białą villę, która właśnie znalazła się za nami.
- Jak to możliwe?- Widziałam, szyderczy uśmiech, który właśnie malował się na jego twarzy. Chwile później zwrócił.
- Zrobiłeś to celowo.
- Ja? Nigdy.
Postawił mnie na ziemi dopiero pod drzwiami. Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi.
- Dziękuję, za dzisiaj...- Nie zdążyłam dokończyć, bo pocałował mnie, tym razem czulej. Przytuliłam go mocno i patrzyłam jeszcze jak odchodzi. Przekroczyłam próg domu. Z kuchni wzięłam butelkę w wodą truskawkową. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju, gdy zobaczyłam mojego braciszka, który spadł na sofie. Podeszłam bliżej i szturchnęłam go w ramię , tak by się obudził.
- Lio, idź spać.
- Co? A tak. Czekałem na ciebie.- uśmiechnął się blado. Widziałam, że był zapisany. - Co to za bluza?-spytał, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w głowę.
- Zapomniałam mu oddać bluzy. Mogę jutro jechać z tobą na trening?
- Jasne .- Objął mnie ramieniem. - A teraz chodź.- Wchodziliśmy po schodach.
- Śmierdzisz Bartrą.- zaśmiał się dodając po chwili.
- Ej!- uderzyłam go łokciem w brzuch. To najpiękniejszy zapach świata.
Poszłam do pokoju i od razu wskoczyłam pod prysznic. Włączyłam wodę, spływała po moim nagim ciele, a ja zaczęłam rozmyślać. Coś dziwnego zaczyna dziać się w mojej głowie. Dopiero wracam do życia, a tu już Marc. Lubię go, może to coś więcej niż lubienie. Przy nim mój świat się zmienia, nawet przez moment nie myślę o przeszłości, odrywam się od rzeczywistości. Wtedy liczymy się tylko my. Nie wiem czy jestem gotowa na tak szybki rozwój wydarzeń, na to uczucie. Co jeśli okaże się dupkiem, albo dopadnie mnie przeszłość. Nie chcę go ranić, ale nie chcę też go stracić. Maria, uspokój się! To tylko przyjacielskie spotkanie. Próbowałam usprawiedliwiać moje myśli. Jeśli to było przyjacielskie spotkanie, to czym był ten pocałunek. Dlaczego nie protestowałam. Nie powinnam była tego robić. Oddałam się tak po prostu, ale nie czuję się z tym źle. Sprawił, że przez chwilę mój świat się zatrzymał. Świat pełen zła, smutku, nienawiści, nie spełnionych nadziei...
- Tak na pocieszenie. Wiem, jak potrzebny jest przyjaciel w takich chwilach.- posmutniałam. Znów przypomniałam sobie Madryt. Wspomnienia z tamtego okresu wciąż mnie raniły. Zgrywałam pozory byleby nikt się o niczym nie dowiedział. Nie miałam ochoty na wyjaśnianie mojego największego życiowego błędu.
- Zmieńmy temat, bo zaraz się rozpłaczemy.- przerwał milczenie
- Dobry pomysł.
- Jak podoba ci się w Barcelonie?
- Jest pięknie, a plaża o świcie to poezja...- westchnęłam rozmarzona.
Zaczęliśmy rozmawiać. Od biegania doszliśmy, aż po ulubione filmy. Dzięki niemu oderwałam się od rzeczywistości. Dwie godziny z nim spędzone, minęły niczym dwie minuty. Później odwiózł mnie do domu. Pożegnaliśmy się. Już od progu usłyszałam głos Anto.
- Jak randka?
- To nie była randka.
- Pamiętam, jak ja tak mówiłam, gdy wychodziłam z Leo.
- To było spotkanie na przeprosiny. Rano podczas biegania mieliśmy małe spięcie.
- Jasne, jasne.
- Anto.- udając obrażoną dźgnęłam ją w brzuch. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Udałam się do swojego pokoju. Jednak nie dane było mi odpocząć dłużej niż pół godziny. Usłyszałam, jak coś uderza o moje okno. Na początku trochę się wystraszyłam, jednak ciekawość wzięła górę i podeszłam w to miejsce. Otworzyłam je, a na dole zobaczyłam Marca.
- Zejdziesz, czy mam tak stać?
- Nie mam siły.- zaczęłam marudzić.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Odszedł, tak po prostu, bez pożegnania. Ktoś zapukał do drzwi. Nie pomyślałam żeby to mógł być on, w pierwszej chwili uznałam, że to jakiś zbieg okoliczności. Zbiegłam na dół, gdzie czekała moja przyszła szwagierka.
- A kuku!- wrzasnął wyskakując zza ściany Bartra. Ze strachu aż podskoczyłam. Spojrzeli po sobie i wybuchli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- Chcesz żebym zawału dostała?-zwróciłam się do piłkarza. - A ty zdrajco, mnie nie uprzedziłaś.- wskazałam palcem na przyjaciółkę.
- On mi kazał.- rzuciła przez śmiech.
- Co chcesz?- powiedziałam zdenerwowana.
- Zabieram cię stąd.
- Nie mam ochoty.- Spojrzałam na niego, już wtedy widziałam, że coś kombinuje. Podszedł do mnie i przerzucił przez swoje idealnie umięśnione ramię. Znów dałam się na to nabrać. Ten sam numer dwa razy w ciągu jednego dnia. Zaczęłam krzyczeć i bić go pięściami, nawet wbiłam mu paznokcie w plecy. Nic go nie ruszało. Twardy zawodnik, ale ze mną nie pójdzie mu tak łatwo... Raczej.
- Przed północą powinna wrócić w całości.- Antonella pokiwała głową na zgodę.- O ile przestanie mnie bić.
- Bartra idioto, puść mnie.- wykrzyczałam jak tylko wyszliśmy z domu.
- Za idiotę cię nie puszczę.
- Oj nie bądź taki.- powiedziałam słodko, a on tylko poprawił mnie na ramieniu i szedł dalej. - To może chociaż powiesz, gdzie mnie zabierasz?- spytałam, wiedząc, że z góry jestem na przegranej pozycji. Nie miałam innego wyboru, jak tylko się poddać.
- Zobaczysz.
Niósł mnie jeszcze przez kilka minut.
- Połamiesz się pod moim ciężarem.
- Jesteś lekka, ty w ogóle coś jesz?- usłyszałam w jego głosie troskę.
- Oj, bardzo dużo, zdziwiłbyś się.
- Nie wyglądasz.
Zatrzymał się pod Sagrada Familia. Zdjął mnie ze swojego ramienia i postawił delikatnie na ziemi.
- Nareszcie czuje ziemię. Choć muszę przyznać, że było mi bardzo wygodnie.
- Mam cię dalej nosić?
- Nie, może lepiej nie. To gdzie idziemy?
- Zabieram cię na nocny spacer po Barcelonie. Mam nadzieje, że mi nie odmówisz.
- No co ty głuptasie.- przytuliłam go, targając przy tym jego starannie ułożone włosy.
- Jesteś głodna?
- Bardzo.
Udaliśmy się do małej knajpki niedaleko Placa Reial. Nie wiedziałam, że piłkarze bywają w takich miejscach. Zawsze myślałam, że chodzą tylko do wykwintnych restauracji. W środku było pełno ludzi. Ledwo udało nam się znaleźć wolne miejsce. Nie obyło się również bez rozdania kilku autografów. Zamówiliśmy dania kuchni meksykańskiej.
- Jak ci się podoba?
- Świetny klimat, ludzie. Tu jest jakoś inaczej.
- Tu można odpocząć od zgiełku, oderwać się od życia, pracy albo znienawidzonych ludzi.
Chwile później przyszedł kelner. Podał nasze zamówienia. Zaczęliśmy jeść, kiedy nagle Marc się roześmiał. Wziął serwetkę i wytarł sos z kącika moich ust. Na moich policzkach pokazał się rumieniec, a na ustach szeroki uśmiech. Opuściłam głowę, by tego nie zauważył. On wrócił do poprzedniej czynności, więc ja postanowiłam zrobić to samo. Kończąc potrawę odłożyłam sztućce na talerzu i spojrzałam na niego.
- Musisz mnie tu częściej zabierać. To było pyszne.- uśmiechnęłam się opierając o wygodne krzesło.
- To jeszcze nie koniec.
Zapłacił za potrawy, po czym wyszliśmy.Gdy spacerowaliśmy nasze dłonie otarły się o siebie. Delikatnie splotłam je, a on uniósł, spojrzał na nie i pocałował moją. Zbliżyłam się do niego. Nie patrzył na mnie, lecz ja widziałam jak na jego twarzy maluje się piękny uśmiech. Uwielbiam ten uśmiech. Spacerowaliśmy trochę, gdy dobiegł mnie szum morskich fal. Doszliśmy na plażę. Paliło się kilka przydrożnych latarni, które nadawały wyjątkowy klimat. Widok był po prostu piękny. Ścisnęłam mocniej swoją dłoń.
- Chodź, szybko.- pociągnął mnie za sobą i zaczął biec.
- Wolniej, mam za krótkie nogi.- zatrzymał się na chwilę i wziął mnie na ręce. Nasze spojrzenia zetknęły się, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Twoje nogi są idealne.- odrzekł idąc dalej.
Niby zwykły komplement, jednak z jego ust brzmiał jakoś inaczej niż od Neymara, czy Ikera. Splotłam ręce na jego szyi i położyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam woń jego słodkich perfum. Nie wiem dlaczego, ale je uwielbiałam. Nigdy nie przepadałam za męskim perfumami, jednak te były inne.
- Znów mnie niesiesz. Zaczyna mi się robić głupio.
- Drobiazg.
- Nie taki drobiazg.- odchyliłam głowę i spojrzałam na niego pytająco, a on postawił mnie na piasku, popatrzył w moje oczy.
- Niosąc cię czuję, jakbym miał cały świat w swoich rękach.- wyszeptał przy moich ustach, a następnie delikatnie je musnął. Widziałam, że boi się ponownego odrzucenia, lecz tym razem nie protestowałam. Zobaczył to i pogłębił pocałunek. Nałożyłam swoje dłonie na jego szyję, a on położył ręce na mojej tali. Czułam się niesamowicie, zupełnie jakby to był mój pierwszy pocałunek. Myślałam, że to sen. Ten, który mógłby się nigdy nie kończyć. Jednak tę cudowną chwilę przerwali nam plażowicze.
- Ej, stary to chyba Bartra?
- Dawaj podejdziemy.
Tak też zrobili. Poprosili o autografy, po czym odeszli jak gdyby nigdy nic. Popatrzyliśmy na siebie i roześmialiśmy się głośno.
- Jeszcze jedno miejsce, a będziesz miała spokój od Bartry.- oznajmił.
- Jeśli tak, to chcę żeby to w trwało wieczność.- Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. Było to niezwykle trudne zadanie, ponieważ jestem bardzo niska, widać to u nas rodzinne. Moje 157 cm przy jego 183 to naprawdę duża różnica. Roześmiał się, po czym szliśmy dalej.
- To miejsce jest dość dziwne, jak na spotkanie z dziewczyną, więc jeśli Ci się nie spodoba to powiedz. Mam nadzieję, że Leo nie zabije mnie za to, że Cię tam zabieram.- pokiwałam głową na zgodę.
Stanęliśmy pod Tibidabo. W moich oczach pojawiły się iskierki. Pociągnęłam go za rękę.
- Zawsze chciałam tu przyjść.- mówiłam błądząc wzrokiem po znajdujących się tam atrakcjach.- Pewnie cię to dziwi, co?
- No trochę. To na co idziemy na początku?
- Rollercoaster?- Spytałam i ruszyliśmy po bilety. Usiedliśmy w pierwszym wagoniku. Kolejka ruszyła, z każdym metrem co raz bardziej się rozpędzała. Pierwsza pętla, ludzie krzyczą, a my siedzimy nie wzruszeni. Druga, trzecia, a dzieje się to samo. Nagle zjechaliśmy ostro w dół, czwarta pętla. Zaczęliśmy drzeć się wniebogłosy, nawet krzykiem nie można tego nazwać. Zdecydowanie było to darcie. Później było tylko lepiej. Zjazdy, wjazdy, kolejne pętle. Wyobrażałam sobie to miejsce, ale nigdy nie myślałam, że będzie tak świetnie. Zeszliśmy z szerokimi uśmiechami. Pocałowałam go w policzek. Dotknął go i spytał:
- A to za co?
- Za dzisiaj, za to wszystko, za wyrwanie mnie z domu i za to, że jesteś tu ze mną.- przytuliłam go. - To gdzie idziemy teraz?
Później poszliśmy na diabelski młyn. Usiedliśmy sam na sam w jednej kabinie. Na początku naprzeciwko siebie, lecz on po chwili przysiadł się do mnie. Objął mnie ramieniem, ja się w niego wtuliłam. Poczułam na ciele przechodzące z zimna ciarki, więc potarłam ramiona. Zdjął swoją czerwoną bluzę z logiem Nike i dał mi, a ja ją włożyłam. Znów się do niego przytuliłam. Nie wiem, jak to się stało, ale zasnęłam.
- Mari, już wychodzimy.- poczułam jak jego ciepłe usta stykają się z moim czołem.
- Co? Gdzie jestem?- zapytałam zdezorientowana.
- Zasnęłaś.- powiedział z troską.
- Tylko udawałam.- wzruszyłam ramionami, przecierając zaspane oczy.
- Na pewno.- westchnął ironicznie i puścił do mnie oczko.
Zaczęliśmy wracać do domu. Dwa kilometry przed metą naszego wieczoru zaczęły mnie boleć nogi.
- Marc nogi mnie bolą, ja już nigdzie nie idę.- Usiadłam na środku chodnika. Ukucnął naprzeciwko mnie.
- Siadaj.
- Za ciężka jestem, poza tym pewnie jesteś zmęczony.
- Siadaj chudzielcu, jakbym był zmęczony to bym ci tego nie proponował.
Przełożyłam swoje nogi i usiadłam na jego barkach. Uścisnął moje dłonie i znów ruszyliśmy. Śmiałam się, jak małe dziecko.
- Po tym wieczorze będziesz miał mnie dość.- zauważyłam.
- Chyba polubiłem noszenie cię. - pocałowałam go w czoło i potargałam jego włosy.
- Ej, popsułaś boską fryzurę Bartry.
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej. Jak buntownik.- pochylił się, więc złapałam się go mocno z obawy przed upadkiem.
- A chcesz spaść?
- Leo by ci dał, jakby się dowiedział, że mnie upuściłeś.
- Zapomniałem o twoim bracie...
- Ej, właśnie minąłeś jego dom.- wskazałam na białą villę, która właśnie znalazła się za nami.
- Jak to możliwe?- Widziałam, szyderczy uśmiech, który właśnie malował się na jego twarzy. Chwile później zwrócił.
- Zrobiłeś to celowo.
- Ja? Nigdy.
Postawił mnie na ziemi dopiero pod drzwiami. Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi.
- Dziękuję, za dzisiaj...- Nie zdążyłam dokończyć, bo pocałował mnie, tym razem czulej. Przytuliłam go mocno i patrzyłam jeszcze jak odchodzi. Przekroczyłam próg domu. Z kuchni wzięłam butelkę w wodą truskawkową. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju, gdy zobaczyłam mojego braciszka, który spadł na sofie. Podeszłam bliżej i szturchnęłam go w ramię , tak by się obudził.
- Lio, idź spać.
- Co? A tak. Czekałem na ciebie.- uśmiechnął się blado. Widziałam, że był zapisany. - Co to za bluza?-spytał, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w głowę.
- Zapomniałam mu oddać bluzy. Mogę jutro jechać z tobą na trening?
- Jasne .- Objął mnie ramieniem. - A teraz chodź.- Wchodziliśmy po schodach.
- Śmierdzisz Bartrą.- zaśmiał się dodając po chwili.
- Ej!- uderzyłam go łokciem w brzuch. To najpiękniejszy zapach świata.
Poszłam do pokoju i od razu wskoczyłam pod prysznic. Włączyłam wodę, spływała po moim nagim ciele, a ja zaczęłam rozmyślać. Coś dziwnego zaczyna dziać się w mojej głowie. Dopiero wracam do życia, a tu już Marc. Lubię go, może to coś więcej niż lubienie. Przy nim mój świat się zmienia, nawet przez moment nie myślę o przeszłości, odrywam się od rzeczywistości. Wtedy liczymy się tylko my. Nie wiem czy jestem gotowa na tak szybki rozwój wydarzeń, na to uczucie. Co jeśli okaże się dupkiem, albo dopadnie mnie przeszłość. Nie chcę go ranić, ale nie chcę też go stracić. Maria, uspokój się! To tylko przyjacielskie spotkanie. Próbowałam usprawiedliwiać moje myśli. Jeśli to było przyjacielskie spotkanie, to czym był ten pocałunek. Dlaczego nie protestowałam. Nie powinnam była tego robić. Oddałam się tak po prostu, ale nie czuję się z tym źle. Sprawił, że przez chwilę mój świat się zatrzymał. Świat pełen zła, smutku, nienawiści, nie spełnionych nadziei...
Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Zakryłam się ręcznikiem. Spojrzałam na jego bluzę, która leżała właśnie na szafce obok umywalki. Znów o nim pomyślałam. Sprawił, że dzisiejszy dzień stał się najlepszym dniem w moim życiu. Stanęłam przed lustrem i patrzyłam na swoje odbicie. Dotknęłam delikatnie ust i mimowolnie uśmiechnęłam się. Nawet jak go przy mnie nie było sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mario Messi, co ten chłopak z tobą robi? Momentami chciałam ukarać się jakoś za te swoje myśli, ale co to da. Nadal będzie chodził w mojej głowie. Położyłam się na łóżku, a kilka minut później zasnęłam.
Nawet w nocy błądził w moich snach. To z jaką delikatnością dotyka mnie, całuje. To właśnie sprawia, że nie mogę przestać o nim myśleć...
Nawet w nocy błądził w moich snach. To z jaką delikatnością dotyka mnie, całuje. To właśnie sprawia, że nie mogę przestać o nim myśleć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz