czwartek, 26 marca 2015

Rozdział I


Obróciłam się szybko i zobaczyłam go.
- Leo!- krzyknęłam z ogromnym uśmiechem na ustach.
Rzuciłam walizkę i podbiegłam do brata. Mocno go przytuliłam, w końcu nie każdy ma możliwość przytulić Leo Messiego. Tak, jestem Maria Sol Messi. Niektórzy sądzą, że jest to spełnienie marzeń. Niestety niesie to ze sobą wiele problemów. Czasem bywam oceniana właśnie przez pryzmat brata. Mieszkając jeszcze w Madrycie nie raz zdarzyło mi się usłyszeć obelgi z powodu nazwiska. Czasem ludzie pytają, czy jestem jego siostrą, a gdy odpowiadam, że tak, oni myślą, że żartuje. Nie wiem, gdzie tu sens, ale tak po prostu jest.
- Ale się stęskniłem.- powiedział z ogromnym uśmiechem na ustach. Faktem jest, że nie widzieliśmy się kilka miesięcy. Studia prawnicze zobowiązują.
- Ja za tobą też.
- Na długo przyjechałaś?
- Zobaczymy na ile starczy mi pieniędzy. Zamelduję się w jakimś niedrogim hotelu na obrzeżach, a dalej zobaczymy.
- Nie będziesz spała w hotelu. Zamieszkasz u mnie, tak długo, jak tylko będziesz chciała.- zaproponował. Oczywiście cieszyłam się z jego propozycji, ale nie chciałam im przeszkadzać. Leo ma swoją rodzinę i to nimi powinien się zajmować.
- Nie będę ci przeszkadzać, przecież jest jeszcze Antonella i Thiago. A nocleg w hotelu jeszcze nikomu nie zaszkodził.
- Zmieścimy się i jeszcze miejsca nam zostanie.- uśmiechnął się do mnie. To było niesamowite uczucie wiedzieć, że ma się na kim polegać. Poszłam po walizkę i chwytając za rączkę pociągnęłam ją w stronę wyjścia. Wychodząc Leo położył rękę na moich barkach. Włożył bagaż do samochodu, a później wsiedliśmy. Nie jechaliśmy zbyt długo, zbliżał się wieczór więc i samochodów było mniej. Zaparkowaliśmy na podjeździe pod jego domem. Wyjął walizkę po czym weszliśmy do środka.
- Leo, dlaczego nie powiedziałeś, że wrócisz później? Wiesz jak się martwiłam.- powiedziała Antonella wychodząc z kuchni, trzymając malutką rączkę Thiago.- Mari!- natychmiast do nas podeszła, przytuliła mnie mocno, co odwzajemniłam z szerokim uśmiechem.
- Co cię do nas sprowadza? Nie widzieliśmy się już z pół roku.
- Przyjechałam w odwiedziny.- rzuciłam, aby nie pytali o nic więcej. Tyle musiało im wystarczyć.
- Dziewczyno, jak ty wyładniałaś.- brat obrócił mnie kilka razy na środku salonu.
- Leo bo się zawstydzę.
- Już nie udawaj takiej skromnej.- pokazał mi język.
- Powiedział to mój braciszek.- potargałam jego włosy, za co się trochę obraził.
- Nie stójmy tak w przejściu, chodź pokażę ci pokój. Lio weź jej walizkę.
- Poradzę sobie.- wzięłam w dłoń mój bagaż, w końcu na studiach nauczyłam się samodzielności. Musiałam sobie jakoś radzić. Nie miałam prawie nikogo do pomocy.
- Daj mi to.- odebrał mi walizkę. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Już zapomniałam jaki potrafi być uparty. Weszłam do mojego nowego pokoju, który od razu urzekł mnie swoim pięknem. Najbardziej podobał mi się ogromny balkon z widokiem na plażę. Nie czekając na nic położyłam się na ogromnym łóżku.
- Jeszcze nie pora na spanie.- rzucił się obok mnie, po czym zaczął łaskotać. Nie mogłam przestać się śmiać.
- Leo!- pisnęłam i uderzyłam go poduszką. Od kiedy pamiętam prowadziliśmy wojny na poduszki. Potem do pokoju wchodziła mama i krzyczałam, że zrobiliśmy bałagan.
- Ała!- zaśmiał się udając obolałego. 
Zeszliśmy do salonu, a Anto przyniosła szklanki z sokiem pomarańczowym.
- Co cię do nas sprowadza?- mój brat był strasznie uparty, nie dawał za wygraną.
- Jak pewnie wiesz od mamy rzuciłam studia w Madrycie, potem wróciłam do Argentyny,  ale nie mogłam znaleźć sobie tam miejsca. No i przyjechałam tutaj. Mam zamiar znów zacząć studiować.- opowiedziałam swoje plany i przeżycia, choć w sumie nie jest to nawet ich jeden procent. O tym co zdarzyło się w Madrycie wiem tylko ja i mój przyjaciel. - Jak tylko znajdę prace od razu się wyprowadzam.- zapewniłam.
- Nigdzie się nie wyprowadzasz. Zostaniesz u nas, jak długo będziesz chciała.
- Widziałam, że zabrałaś mało rzeczy, jutro pójdziemy na zakupy. Przy okazji możesz rozejrzeć się za uczelnią.
- No dobrze.- odpowiedziałam niechętnie. Głupio mi było, że siedzę im na głowie. Mieli dość swoich codziennych problemów, brakowało im jeszcze cykającej bomby w mojej postaci. Nie chciałam żeby się tak mną opiekowali. Oni są tacy mili, a ja ich okłamuję. Znowu mam wyrzuty sumienia. Zdecydowanie za dużo mam ich w ostatnim czasie.
- Wy tu posiedźcie, a ja pójdę położyć Thiago.-Anto wyszła z chłopczykiem na rękach zostawiając nas samych.
- Powiesz mi dlaczego przyjechałaś. Wiem, że nie mówisz całej prawdy.- zaczął od razu. Mogłam się tego spodziewać. On zawsze był spostrzegawczy.
- Ale to prawda.- wzruszyłam ramionami, upijając łyk soku. Musiałam choćby zgrywać pozory normalności. Od odpowiedzi uratował mnie telefon, który niespodziewanie zaczął dzwonić. Wstałam z kanapy i wyszłam na taras. Nie chciałam, aby ktoś usłyszał.
- Hej Mania. Słyszałem, że znowu zawitałaś w Hiszpanii.- usłyszałam uradowany głos przyjaciela.
- Hej. Skąd to wiesz?- zaraz zapytałam. Zdawało mi się to dość dziwne, bo poza moimi rodzicami i Leo nikt nie wiedział o mojej podróży.
- Mam dobrych informatorów.- po raz kolejny w słuchawce rozbrzmiał jego ciepły śmiech.
- No tak...- westchnęłam. - Jestem Iker i wiem wszystko.- parodiowałam jego głos.
- Pogadamy, gdy będziesz coś chciała.- udał obrażonego. Wiedziałam, że po drugiej stronie słuchawki Hiszpan próbuje się nie roześmiać. - Gdzie nocujesz?
- Na razie zatrzymałam się w Barcelonie u brata.
- Właśnie... Za dwa miesiące tam będę. Zbliża się el Clasico. Będziesz mi kibicowała?
- Oj, Casillas. Moje serce należy do Barcelony.- westchnęłam z uśmiechem, kręcąc przy tym bezsilnie głową.
- To znaczy, że znów przegrałem z Blaugraną?
- Pogadamy później.- odpowiedziałam, gdy przypomniałam sobie, że nie zamknęłam drzwi. - Zadzwonię do ciebie w najbliższym czasie.- pożegnaliśmy się po czym kliknęłam czerwony przycisk na ekranie telefonu.

 ~ *~

Zajęta Mari nie zauważyła, że słyszałem jej rozmowę. Wiem, że nie powinienem, ale to było silniejsze ode mnie. Od razu wyczułem, że nie przyjechała w odwiedziny. Nigdy sama tego nie robiła. Musiało stać się coś złego. 
Jak tylko zobaczyłem ją wracającą, migiem pobiegłem na swoje miejsce. Przeskoczyłem przez oparcie sofy i siedziałem jak gdyby nigdy nic. Z lekkim uśmiechem na twarzy szła w moją stronę. Musiałem się powstrzymać, aby nie wybuchnąć. Podsłuchałem kawałek jej rozmowy. Bardzo lubię Ikera, ale dlaczego żadne z nich mi o tym nie powiedziało. Nie rozumiem tego. Poczułem się zraniony. 
- Z kim rozmawiałaś?- spytałam niepewnie, nie mogąc się powstrzymać.
- Z przyjacielem.- zmieszała się, ale próbowała to ukryć.
- No przyznaj się z jakim.- traciłem ją łokciem.
- Nie ważne.- spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w paznokcie.
- Jeśli nie chcesz nie mów, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- Przytuliłem ją najmocniej jak potrafię. Chciałem żeby mi zaufała. W końcu kiedyś musi się otworzyć.
- Pamiętam Leo.- odwzajemniła mój uścisk.
- Pójdę już do siebie. Gdzie masz łazienkę?
- Nie widziałaś drugich drzwi w pokoju?
- Nie...
- Gapa z ciebie.
- Ej, nowa tu jestem.- uśmiechnęła się do mnie szeroko. Oboje weszliśmy na górę. Udałem się do sypialni, gdzie była już Anto. Zauważyła moją smutną minę i przytuliła się do mnie.
- Leoś co się stało?- zapytała, gdy tylko przekroczyłem próg.
- Jak poszłaś położyć Thiango, zadzwonił jej telefon. Wyszła na taras, a ja za nią. Wiesz co usłyszałem? Ona rozmawiała z Ikerem Casillasem. Dlaczego mi nie powiedziała?
- Może bała się twojej reakcji.
- Martwię się o nią. Jest jakaś inna.
- Spokojnie, musisz być cierpliwy. Ona musi ci zaufać, a wtedy na pewno wszystko ci powie.
- Zabiorę ją jutro na trening. Pozna chłopaków, może przez to poprawi się jej humor.
- Świetny pomysł.
- Jak dobrze, że Cię mam.- pocałowałem ukochaną.
                                                                              ~*~

Stałam pod prysznicem, chłodna woda spływała po moim ciele, a ja myślałam. Myślami wciąż błądziłam po Madrycie i tym wszystkim, co mnie tam spotkało. Zdecydowanie muszę z tym skończyć. Muszę zapomnieć. Za dużo mnie to kosztuje. Nie mogę w nieskończoność okłamywać Leo. Powiem mu wszystko... ale później. Wyłączyłam deszczownicę i wyszłam. Owinęłam włosy ręcznikiem, przebrałam się w piżamę, położyłam na łóżku.

Rano leżałam wpatrzona w sufit, gdy nagle wszedł mój brat. Bardziej wbiegł niż wszedł. Chyba myślał, że śpię. W ręce trzymał poduszkę, którą zapewne miał zamiar mnie obudzić. Leo 0, Maria 1.
- Mari, chcesz jechać ze mną na trening?- zapytał zajmując miejsce obok mnie.
- Jasne, ale co z zakupami z Anto?
- Pójdziecie później. Czekam w kuchni.
Wyszedł, a ja otworzyłam walizkę. Wczoraj zapomniałam się rozpakować. Wyjęłam spodenki i białą bluzkę w czarne groszki. Zeszłam na dół. W kuchni przywitał mnie zapach naleśników oraz uśmiech małego Thiago, Antonelli oraz Leo. Byli, a raczej są piękną rodziną.
Usiadłam przy stole. Wzięłam jeden placek z talerza. Posmarowałam go dżemem i zjadłam.
- Gotowa? Zakładaj buty i wychodzimy.
- Już, czekaj.
Podbiegłam założyć trampki, a chwilę później jechaliśmy do Ciutat Esportiva.

Staliśmy właśnie przed drzwiami do szatni, prowadząc jakże ważną dla świata rozmowę...
- No chodź!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak i koniec. Jestem starszy, masz mnie słuchać.- Otworzył drzwi i pociągnął mnie za rękę. Zapierałam się nogami, lecz w niczym mi to nie pomogło. Weszliśmy do środka, a ja szybko zakryłam oczy.
- Ubierzcie się.
- Patrzcie, Leo ma nową laskę. Co zrobiłeś z Antonellą?
- Ładna jest.
- Rafael to moja siostra...- przerwał mu.
- Mari.- Piłkarze zaczęli podchodzić, przedstawiać się. Z częścią z nich bardzo dobrze się znałam. Andres jest przyjacielem Leo, z Gerardem grał od kiedy pamiętam, do tego Xavi, Alves i oczywiście Mascherano, którego znam również z reprezentacji. Każdy z podawał mi rękę. Podszedł do mnie jeden z nich i pocałował delikatnie w dłoń. Szybko ją zabrałam, zalewając się rumieńcem. Był bardzo wysoki, miał ciemne włosy, mocne rysy twarzy, piękne zielone oczy i... I ten czarujący uśmiech.
- Marc.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Chwile jeszcze patrzyliśmy na siebie. Przerwał nam krzyk Xaviego.
- No chłopcy, chyba idziemy, co?
Wyszliśmy z szatni. Leo objął mnie ramieniem. Ukradkiem widziałam, że chłopak na mnie spogląda. Gdy doszliśmy udałam się na bok, by w spokoju obejrzeć trening. Przez cały ten czas przyglądałam się Marcowi. Nie powinnam tak robić, ale nie mogłam oderwać od niego oczu. To było straszne! Jednak zastanowiło mnie zachowanie Neymara. Już w szatni szorstko się ze mną przywitał. Niewiele o nim słyszałam, ale wydaje się być jakiś dziwny i zarozumiały. Czasem spoglądał na mnie kątem oka. Próbowałam nie zwracać na to uwagi. Po dwóch godzinach czekałam pod szatnią na brata. Nie chciałam popełnić tego błędu co rano. Z szatni wyszedł Marc z Sergim Roberto.
- Stary, zaczekaj tu moment.- usłyszałam. Wyższy z nich zaczął się do mnie zbliżać
- Jak ci się podobało na treningu?
- Było okej.- odpowiedziałam, byłam zestresowana, a serce biło mi jak szalone.
- Miałabyś ochotę się ze mną spotkać?
- Jasne.
- Przyjadę po ciebie o 19. Mieszkasz u Leo?
- Tak, będę czekała.
Powiedziałam odwracając się do brata, który właśnie wychodził z szatni. Widziałam, że patrzył jak odchodzę w stronę parkingu.
Godzinę później jechałam już z Anto na zakupy. Pojechałyśmy do największej galerii w Barcelonie.
- Jak ci się podobało na treningu?
- Pomijając fakt, że Gerard chodził bez spodenek, było świetnie. Jak Shakira z nim wytrzymuje?- zaśmiałam się.
- Właśnie, koniecznie musisz poznać Shaki.- Antonella roześmiała się. Uwielbiam dziewczynę mojego brata, trafiło mu się. Znamy się jeszcze z Rosario. Kiedyś nie miałyśmy ze sobą najlepszego kontaktu, ale kilka lat temu to się zmieniło. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.
Błądząc po galerii przypomniałam sobie spojrzenie Marca, które ciągle krążyło w mojej głowie. To nie mogło wróżyć niczego dobrego. Nie chciałam nowego związku.
- Czyżbyś umówiła się z Neymarem?
- Co? Nie, nie rozmawiałam z nim nawet.
- To z kim się umówiłaś?
- Skąd wiesz, że się umówiłam?
- Jestem kobietą i zauważam takie rzeczy.- zaśmiała się cicho.
- Z Marciem.
- Z Bartrą?
- Tak, ale czy coś się stało?- zmartwiłam się. Nie znałam go jeszcze, więc się bałam.
- Nie nic. Chodź tutaj.- Pociągnęła mnie za rękę jednocześnie zmieniając temat. Weszłyśmy do ogromnego sklepu. Anto zaraz zaczęła wybierać mi ubrania. Kilka minut później zobaczyłam jak niesie ogromną ilość ciuchów.
- Teraz musisz to wszystko przymierzyć.
- Anto chyba jest tego za dużo.
- Przymierz, a ja mam coś specjalnego.- oznajmiła podając mi ubrania. Nim się obejrzałam jej już nie było w pobliżu. Nie pozostało mi nic innego jak wejść do przymierzalni. Nigdy nie lubiłam zakupów i chyba to się nigdy nie zmieni. Dla mnie najważniejsze jest żeby było mi wygodnie.
Wszystkie ubrania leżały na mnie bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że dbałam o swoją figurę.
- Bierzemy wszystko.
- Ale to majątek.
- Spokojnie brat się nie obrazi.- puściła mi oczko.- Teraz to.- Podała mi piękną, zwiewną, czerwoną sukienkę. Założyłam ją i wyszłam z przymierzalni. Nie przepadałam za sukienkami. Wolałam bluzy i jeansy.
- Wyglądasz...
- Aż tak źle?- zmartwiłam się. Ostatni raz sukienkę miałam na rozpoczęciu roku akademickiego, czyli prawie rok temu.
- Idealnie.
- Nie jestem pewna, nigdy się tak nie ubierałam.- Podeszłyśmy do lustra znajdującego się na zewnątrz przymierzalni.
- Zobacz, jak pięknie wyglądasz. Marcowi na pewno się spodoba.- objęła mnie.
- Nie wiem, nie czuje się dobrze...- spojrzałam w jej stronę. Robiła do mnie maślane oczy. Nie mogłam się nie ugiąć. - Kupię ją tylko dla ciebie.
- Leo oszaleje, gdy cię zobaczy.
- Anto, jest jeszcze jeden problem. Nie mam butów do tej sukienki.
- Zaraz to załatwimy.
Po zakupie butów wyszliśmy z budynku. Później pojechałyśmy pod uczelnię. Postanowiłam nie zmieniać kierunku studiów. Wzięłam wszystkie potrzebne dokumenty. Po kilku godzinach padnięte wróciłyśmy do domu. Położyłam się i zasnęłam. Obudził mnie dzwoniący telefon.
- Halo- powiedziałam zaspanym głosem. Ziewnęłam i przetarłam zaspane oczy.
- Obudziłem cię?
- No trochę, która jest godzina?
- Po 18, ale nie dzwonię żeby rozmawiać o godzinie.- w jego głosie słyszałam zdenerwowanie. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Coś się stało?- od razu spytałam.
- Chciałem pogadać.
- To mów, bo się denerwuje.
- Pytał się o ciebie.- powiedział niemal niesłychanie. Mój sen odszedł w niepamięć, a serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że zepsuje coś, co dopiero układam.
- Co?!- krzyknęłam, lecz zaraz zamknęłam ręką usta. Wciąż analizowałam jego słowa.
- Nic mu nie powiedziałem. Udałem, że zerwaliśmy kontakt. Nie wiem czy uwierzył.
- Dziękuję Iker, naprawdę ci dziękuję.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Przytuliłabym cię teraz.
- Jeszcze trochę, jak przylecimy na mecz to się z tobą spotkam.
- No mam nadzieję. - pożegnaliśmy się. Nagle do pokoju, który zajmowałam wszedł Leo.
- Stara, wiesz która godzina?
- Po 18.
- Teraz już 18.50
- O kurde.- pisnęłam i zaczęłam nerwowo biegać po pokoju. Umyłam się, założyłam nową sukienkę i zakręciłam włosy w lekkie fale. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a byłam jeszcze niegotowa. Musiałam jeszcze pomalować rzęsy. Stając przed lustrem słyszałam rozmowy dochodzące z salonu.
- Bartra? Co ty tutaj robisz?- mój brat wydawał się zaskoczony.
- Przyjechałem po twoją siostrę.
- Myślałem, że wychodzi z Neymarem.
- Niestety to tylko skromny i przystojny Bartra.
- Pamiętaj, ma wrócić w nienaruszonym stanie.- Byłam pewna, że w tej chwili Leo grozi mu palcem.
- Jakże bym śmiał. Nawet włos jej z głowy nie spadnie.
Ach, ten mój braciszek, jednak trochę się o mnie martwi. Poprawiłam szybko sukienkę, upewniając się, czy dobrze wyglądam. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Marc, Leo oraz Antonella.
- Jestem gdzieś brudna?- Spytałam wpatrujących się we mnie, jak w obrazek mężczyzn. Wyjęłam telefon i zaczęłam się w nim przeglądać. Wydawało mi się, że wyglądam w miarę normalnie.
- Nie, nie jesteś. Wyglądasz pięknie.- wysoki brunet zaraz odpowiedział.
- Mari to ty?- spytał niższy, z czego się zaśmiałam.
- Wiesz braciszku kosmici mnie podmienili.- Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, a w duszy modliłam się żeby tego nie zauważyli. Na przywitanie Marc mnie objął. Poczułam miłe ciepło bijące od jego ciała oraz perfumy, które idealnie do niego pasowały. Pożegnałam się z rodziną. Gdy opuściliśmy dom, otworzył mi drzwi do samochodu, wsiadłam do środka. Jechaliśmy w milczeniu. Myślałam o moim dzisiejszym towarzyszu i o telefonie od Ikera. Wciąż nie dawał mi on spokoju. Martwiłam się.
- Jesteś tu?- ocknęłam się, gdy Marc machnął ręką przed moją twarzą.
- Tak, przepraszam zamyśliłam się.- zamrugałam kilka razy. Wysiadł, by otworzyć mi drzwi. Weszliśmy do ekskluzywnej restauracji. Nigdy nie czułam się dobrze w takich miejscach, choć często w nich bywałam, głównie ze względu na różne kolacje Leo.
Zjedliśmy kolację w miłej atmosferze, dużo żartowaliśmy i rozmawialiśmy. Marc okazał się naprawdę miłym chłopakiem, aż byłam w szoku, że jeszcze tacy istnieją.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.- oznajmił, gdy zakończył płatność za nasz posiłek.
- Mam się bać?- spytałam z uśmiechem.
- Spokojnie tylko cię porywam.
Na zewnątrz związał mi oczy. Jechaliśmy jakiś czas samochodem, potem pomógł mi wyjść. Było mi trochę ciężko chodzić w szpilkach nic nie widząc. 
- Zaczekaj.- oznajmił zostawiając mnie samą. Dotknęłam opaski, by zdjąć ją z oczu.
- Ej, nie podglądaj.- usłyszałam jego donośny głos. Posłałam mu szeroki uśmiech. Chwilę później wziął mnie na ręce. Nieco się zawstydziłam. Już dawno nikt nie nosił mnie na rękach.
- Kolego, nie rozpędzasz się?- zaśmiałam się cicho.
- Oj tam, oj tam. Trzymaj się.- jego głos był taki czuły. Bez zbytniego zastanowienia przytuliłam się do niego. W jego ramionach poczułam się bezpieczna, znów do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Rozpłynęłam się.
- Jesteśmy.
Postawił mnie na ziemi, stałam na czymś miękkim. Delikatnie odwiązał mi oczy. Zobaczyłam Camp Nou wśród kilku oświetlających je reflektorów. Było pięknie, jakby magicznie. Objął mnie delikatnie w pasie. Byłam nieco skrępowania, lecz postanowiłam nie odtrącać go. W sumie sama nie wiedziałam co robię. Nie powinnam dawać mu jakichkolwiek sygnałów. To miało być tylko niezobowiązujące spotkanie.
Zdjęłam buty i położyłam się na środku boiska. Marc patrzył w moją stronę, śmiejąc się ze mnie. Podszedł bliżej i położył się obok mnie. Obrócił się w moją stronę. Spojrzałam mu w oczy.
- Jak to możliwe, że jeszcze cię nie poznałem?- zapytał lustrując moją twarz. Ja również dokładnie mu się przyglądałam. Studiowałam każdy centymetr jego twarzy.
- Przez dłuższy czas mieszkałam i studiowałam w Madrycie. Jednak kilka miesięcy temu rzuciłam naukę i wróciłam do Argentyny.- pobieżnie opowiedziałam moją historię.
- Co studiowałaś?- Zainteresował się.
- Nic wielkiego, prawo.
- I tak po prostu rzuciłaś studia?- zdziwił się.
- Tak jakoś wyszło.- westchnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Mrugnęłam szybko, by się ich pozbyć. Nie mogłam się tam rozkleić. Zacząłby zadawać niepotrzebne pytania, a tego nie chciałam. Leżeliśmy dalej, tym razem patrząc w niebo. Nagle on pochylił się nade mną. Zbliżał się do mnie, gdy dzieliły nas centymetry, szybko odwróciłam głowę. Wyraźnie posmutniał.
- Przepraszam, to dla mnie za szybko.- powiedziałam wstając z murawy. Nie byłam gotowa na taki gest. To wszystko działo się zbyt szybko. Obiecałam sobie, że w najbliższym czasie się nie zakocham i mam zamiar trwać w moim postanowieniu.
- Właściwie to ja powinienem przeprosić.- Zaraz pojawił się obok mnie. Wyraźnie był zawstydzony zaistniałą sytuacją. Chyba było mu głupio.
- Nie bądź na mnie zły.- popatrzyłam w jego zielone oczy. Nie chciałam żeby smucił się z mojego powodu.
- Nie jestem. To moja wina.- odpowiedział. Zrobiło mi się zimno, więc potarłam ramiona. Zauważył to, bo zdjął swoją marynarkę i położył na moich barkach.
- Dziękuję.- posłałam mu lekki uśmiech, a on odpowiedział mi tym samym.
Kilka minut później odwiózł mnie do domu. W samochodzie panowała idealna cisza. Oboje nie wiedzieliśmy jak mamy zachować się w tej sytuacji. Wyszło trochę niezręcznie.
- Świetnie się z tobą bawiłam.- oznajmiłam, gdy otworzył mi drzwi. Przytuliłam go na pożegnanie. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Do zobaczenia.- odpowiedział lakonicznie.  Wsiadał do samochodu, gdy przypomniało mi się, że mam coś nieswojego.
- Marc twoja marynarka!
- Jutro mi oddasz!- krzyknął, machając do mnie z wnętrza auta.
Gdy weszłam do domu było zupełnie cicho. Wszyscy już spali. Zdjęłam buty i na paluszkach przeszłam do pokoju. Przebrałam się i położyłam spać. Szybko zasnęłam po dniu pełnym wrażeń.

Spałam sobie spokojnie, gdy nagle poczułam zimną wodę na twarzy.
- Leo, ty idioto!- pisnęłam, otwierając powoli oczy. Byłam w takim szoku, że nic do mnie nie docierało.
- Gdzie Bartra?- w jego głosie usłyszałam małe zawiedzenie.
- W szafie, właśnie się ubiera.- warknęłam ironicznie.
- Jedziesz ze mną?- z szerokim uśmiechem usiadł na brzegu łóżka.
- No jadę, jadę.- westchnęłam. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i dwadzieścia minut później byłam na dole gotowa do wyjścia. Złapałam łyk kawy od brata i poszłam założyć buty. Wyjechaliśmy wcześniej z domu z obawy przed korkami. Nagle usłyszałam mój dzwoniący telefon.
- Mania, on już o wszystkim wie. Wie, że jesteś u Leo.- w głosie Hiszpana malował się ogromny smutek oraz panika.
- Skąd?- natychmiast spytałam przyjaciela.
- Nie wiem.- westchnął cicho. Mogłam się domyślić, że właśnie teraz spacerował nerwowo po całym salonie, który swoją drogą był niemały. - Może ktoś widział cię na lotnisku?
- To niemożliwe. Mogę zadzwonić do ciebie później? Nie mogę teraz rozmawiać.
- Zadzwoń jak będziesz miała czas.- po tych słowach się rozłączyłam.
- Z kim rozmawiałaś?- spytał mój, jak zawsze ciekawski braciszek.
- Ze znajomą.- wymyśliłam jakąś wymówkę na poczekaniu.
- Przecież możesz mi powiedzieć wszystko.- zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie.
- Leoś to nie jest takie proste.- odpowiedziałam patrząc za okno. Wolałam unikać kontaktu wzrokowego, bo wiedziałam, że to się może źle skończyć.
- Więc mi wytłumacz.- odpowiedział stanowczo, ruszając ze skrzyżowania.
- Ale jesteś uparty.
- To mamy coś wspólnego, bo ty też.
- Pewnego dnia, gdy wracałam z uczelni i pisałam SMSa do koleżanki wpadłam na pewnego mężczyznę, albo ona na mnie... Nieistotne. Na moje nieszczęście oblał kawą moją ukochaną bluzkę. Trochę na niego nakrzyczałam, a on w ramach przeprosin odkupił mi bluzkę oraz zaproponował wspólną kawę. Z tygodnia na tydzień coraz lepiej się dogadywaliśmy, aż zostaliśmy przyjaciółmi, ale bałam się ci o tym powiedzieć.- po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Skarbie nie płacz. Powiesz mi kto to?
- Iker Casillas.- wydukałam ledwo słyszalnie. Bałam się, że zacznie na mnie krzyczeć, zupełnie nie spodziewałam się tego co zrobił. Zatrzymał się na poboczu i mocno mnie przytulił.
- Jak mógłbym być na ciebie zły. Lubię go, ale jest mi przykro, że wcześniej mi tego nie powiedzieliście. Oboje milczeliście.- na chwilę przerwał. Westchnął cicho. - Ja też chciałbym Ci coś powiedzieć. Tego dnia, kiedy przyjechałaś podsłuchałem twoją rozmowę z Ikerem. Przepraszam... 
- Czyli wiedziałeś! Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Chciałem żebyś powiedziała mi to prosto w oczy.
- Dlaczego mnie podsłuchujesz? Czy ja nie mogę mieć odrobiny prywatności?
- Nie krzycz na mnie. Chciałem dla ciebie dobrze...
- Uch... Jedźmy już.- warknęłam. 
W tej chwili poczułam się zraniona. Jak on mógł mi to zrobić? Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego. Dopiero przyjechałam, a teraz znów muszę uciekać. Mam dość ciągłego życia na walizkach. Chcę wreszcie znaleźć swoje miejsce. Musze pożegnać się z Marciem. Muszę skończyć tą znajomość, zanim się w ogóle rozpoczęła. Wracam do Argentyny. Może zamieszkam w Buenos Aries, albo gdzieś na północy. 
- Mari, jesteśmy na miejscu.- usłyszałam po dość długim odstępie czasu. Wysiedliśmy z auta, otarłam łzy rękawem swojej grantowej bluzy, by nikt nie zauważył, że płakałam. Leo wszedł pierwszy i uprzedził piłkarzy przede mną.
- Hej.- Uśmiechnęłam się do nich. W tłumie szukałam Bartry. Zobaczyłam go, gdy wiązał korki i powoli skierowałam się w jego stronę.
- Mam coś twojego.- posłałam mu już szerszy uśmiech. Przy nim nie dało się być smutnym. Wyciągnęłam zza pleców marynarkę, którą wczoraj przez przypadek mu skonfiskowałam.
- Dziękuję.- Odebrał ją, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Może ciąż czuł się niepewnie po wczorajszych wydarzeniach, w zasadzie jednym. 
Wyszłam z szatni razem z bratem. Jednak tym razem szłam z przodu, a on z kolegami za mną. Słyszałam, że o czymś rozmawiali, lecz nie jestem w stanie tego powtórzyć. Zbyt bardzo byłam zajęta myśleniem o mnie. 

 ~*~

Na boisko szedłem z Iniestą. Od razu zauważył, że miałem nie swoją minę.
- Stało się coś?- zapytał spoglądając na mnie uważnie.
- Martwię się o nią. Zmieniła się To zupełnie inna dziewczyna niż dwa lata temu.- westchnąłem.
- Porozmawiaj z nią.
- Problem w tym, że ona nie chce ze mną rozmawiać, w dodatku obraziła się na mnie.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Daj jej trochę czasu.- Poklepał mnie po ramieniu.- A teraz się ogarnij, bo niedługo Real przyjeżdża. Trzeba im dokopać.
Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Mari usiadła na trybunach. Widziałem, że o czymś myśli. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chciała zrobić niczego głupiego. Nie wiem czego mam się spodziewać. 
Biegłem właśnie któreś tam kółko, już dawno przestałem liczyć, gdy usłyszałem krzyk Enrique.
- Leo!- Dopiero wtedy ocknąłem się, zobaczyłem, że koledzy pokładają się ze śmiechu.
- Ile mieliście biegać?
- No 20 kółek.
- Właśnie 20, a nie 40. Dołącz do kolegów.
W ogóle nie czułem się zmęczony. Przebiegłem 40 okrążeń, to niemożliwe. Cały czas myślałem o Mari, do końca treningu byłem rozkojarzony. Zdecydowałem się ją przeprosić. Musi zaufać mi na nowo, nie mogę stracić mojej małej siostrzyczki. Poszedłem do szatni, by się przebrać, a ona została na zewnątrz.

 ~*~

Stałam przed drzwiami do szatni, myśląc bez przerwy o ucieczce. Jestem tu kilka dni, a już przewróciłam życie Leo do góry nogami. Gdzie się nie pojawię, tam są problemy. Nie miałam jeszcze dokładnego planu, jednak wiedziałam, że muszę to zrobić. Zobaczyłam, jak Lio wychodzi z szatni. Udaliśmy się w stronę parkingu.
- Jadę do Xaviego, będzie większość składu. Jedziesz ze mną?- spytał, gdy wsiadałam do samochodu.
- Nie dzisiaj. Zawieziesz mnie do domu?- Spytałam, na co od razu się zgodził.
Wysiadłam i czekałam, aż Lio odjedzie. Przywitałam się się z Anto. Chyba zobaczyła, że nie jest ze mną najlepiej, jednak pozwoliła mi udać się do swojego pokoju. W mojej głowie narodził się pewien plan. Zamówiłam taksówkę, by nikt nie miał czasu odwieźć mnie od tego pomysłu. Wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować rzeczy, wzięłam tylko te, które tu przywiozłam. Na szczęście nie było tego zbyt długo i już po piętnastu minutach byłam gotowa.

~*~

Antonella została na dole. Zaniepokojona podeszła po drzwi pokoju, który teraz zamieszkiwała siostra jej partnera.
- Mari, co się tam dzieje?- spytała zatroskana.
- Nic Anto, nie martw się.
Partnerka piłkarza słyszała, że Argentynka się pakuje. Domyśliła się co dziewczyna ma zamiar zrobić. Zbiegła na dół i natychmiast zadzwoniła do chłopaka.
- Leo odbieraj... Odbieraj to!- Mówiła pod nosem. Udało jej się dodzwonić do niego dopiero za piątym razem.
- Anto...
- Dlaczego nie odbierasz?!- krzyknęła zdenerwowana.
- Coś się stało?- spytał zdezorientowany piłkarz.
- Leoś przyjeżdżaj, szybko.
- Po co?
- Szybko, proszę, ona chce wyjechać. Chce uciec, rozumiesz?!- wykrzyczała ostatnie zdanie.
- Spróbuj ją zatrzymać, zaraz będę.

~*~

Byłem roztrzęsiony telefonem od Anto. Nie mogłem pozwolić na wyjazd Marii. Musiałem jej pomóc, a mogę to zrobić jedynie w Barcelonie. Ona musiała mieć na prawdę duże problemy, skoro po jednej małej kłótni posunięła się aż do ucieczki. 
- Co się stało?- spytał Hiszpan.
- Andres, ona chce wyjechać, rozumiesz?! Musze iść. Nie mogę jej stracić.- nieznacznie podniosłem głos.
- Czekaj jadę z tobą.- usłyszałem głos Marca.
Wziąłem kluczyki i wybiegliśmy z domu Xaviego ile sił w nogach. 
Jechałem jak wariat.
- Leo, czerwone!- wydarł się Iniesta ściskając uchwyt przy drzwiach.
- Nieważne!- krzyknąłem, dociskając mocniej pedał gazu. 
Przed swoim domem byłem już po dziesięciu minutach. Zobaczyłem tam taksówkę i Marię, która wychodziła z domu prowadząc torbę na kółkach.
- Mari, czekaj.- usłyszałem Anto. Moja siostra nie zważała na jej słowa. Biegła z walizką i na szczęście wpadła na mnie. Złapałem ją za ramiona, widziałem jak łzy spływają po jej policzkach.
- Leo puść mnie.
- Nie, musimy porozmawiać.
- Lionel!- krzyknęła. Nigdy nie mówiła mojego pełnego imienia. Pociągnąłem ją i chwile później siedzieliśmy na podjeździe. Podkurczyła kolana pod brodę. Płakała dławiąc się łzami. Zauważyłem Marca płacącego taksówkarzowi, by tamten odjechał. W cieszyłem się z tego, gdyż ja nawet o tym nie myślałem.
- Marc, co ty zrobiłeś?!- usłyszałem jak próbowała na niego krzyczeć, lecz była zbyt roztrzęsiona, aby mogło się to udać.
- Co zrobiłem? Zrobiłem to na co ty nie miałabyś odwagi.- postawił się. Zauważyłem, że Hiszpan podchodzi bliżej nas. - Masz tu zostać.- stanowczo rozkazał.
- Marc, nie mogę.
- Może nie dla mnie, ale dla Leo. Przecież go kochasz, w końcu to twój brat.
Spojrzała na mnie, dalej siedzieliśmy na podjeździe. Przytuliłem ją widząc, że się waha. Musiałem ją jakoś przekonać.
- Mari, zostań.
- Lio...- wahała się, nie wiedziała co powiedzieć. Te kilka sekund przez, które się nie odzywała trwały wieczność. Nie pamiętam kiedy byłem tak zestresowany.
- Przepraszam, nie chciałem. Martwiłem się. To już się nigdy nie powtórzy.- obiecałem, aby ją przekonać.
- Leoś, przepraszam.- westchnęła. Widziałem, że opadła z sił. Już nie krzyczała, więc przytuliłem ją mocno. Pomogłem jej wstać. W jedną rękę wziąłem walizkę, a drugą ją objąłem. Weszliśmy do środka. Marc i Andres wrócili do siebie. Nie mogłem na nią patrzeć. Cała dygotała, nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Posadziłem ją na kanapie, by mogła się uspokoić.
- Anto przynieś Mari coś do picia.- szepnąłem ukochanej.
- Jasne.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Mari siedziała wtulona w poduszkę, a jej brzegi gniotła palcami.
- Przytul mnie.- oznajmiła przez łzy.
Zrobiłem jak chciała. - Widzisz...- zaczęła -Tam, gdzie się pojawiam, tam pojawiają się problemy. Jestem chodzącą bombą zegarową. Jedna sekunda i wszystko w około jest zniszczone.
- Nie mów tak.
- Leoś to prawda...
- Posłuchaj mnie. Zostaniesz tu i będziesz szczęśliwa. Ja ci we wszystkim pomogę. Gdzie masz papiery na uczelnię? Jutro je tam zaniesiesz. I jeszcze jedno. Masz mi mówić wszystko.- powiedziałem pewnie.
Zobaczyłem, że na twarzy mojej małej blondyneczki maluje się uśmiech. Wypełniliśmy dokumenty. Zasiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakąś głupią komedię. Mari śmiała się wniebogłosy, Anto również. Co one widziały tam śmiesznego? Cóż, kobiet nie ogarniesz. Gdy poszła na górę zadzwoniłem do Ikera.
- Leo?- bardzo się zdziwił słysząc mój głos w słuchawce.
- Niespodzianka.- zaśmiałem się gorzko
- Stary, nie gadaliśmy już kilka dobrych tygodni. Stało się coś?- chyba wyczuł problemy.
- Co działo się z Mari, gdy była w Madrycie?- spytałem prosto z mostu. Nie było sensu wdawać się w dłuższe rozmowy.
- Jaką Mari?
- Nie udawaj debila wszystko wiem.- znowu gorzko się zaśmiałem.
- Jednak ci powiedziała.- westchnął.
- Można tak to nazwać. Ona chciał dziś uciec, rozumiesz?- oznajmiłem lekko podniesionym tonem.
- Jak to uciec?- Zrobił to samo.
- Spakowała swoje rzeczy, zamówiła taksówkę, ale w ostatniej chwili udało mi się ją zatrzymać.- maksymalnie streściłem dzisiejszą sytuację.
- Za dwa miesiące Gran Derbi wtedy pogadamy.
- Ale czy coś złego się dzieje?
- Teraz już nie.
- Jak to teraz.
- Jak się spotkamy to ci powiem.- zbył mnie po czym się rozłączył. Byłem bezsilny i musiałem czekać, aż któreś z nich cokolwiek mi powie. Faktem jest, że boję się dowiedzieć prawdy, ale wiem, że tylko dzięki temu będę w stanie jej pomóc.

~ *~

Dalej nie mogę uwierzyć, że mnie zatrzymali. To miało wyglądać inaczej. Jeszcze Marc, przeszkodził mi. Kazał mi tu zostać, czyżby znaczyło to, że nie jestem mu obojętna. Uch... Mario Messi nie wolno ci tak o nim myśleć. Uderzyłam się w głowę. W sumie dobrze się stało. Nie mogę wciąż  uciekać przed przeszłością. Już dawno powinnam się pogodzić z tym co się stało. Muszę raz na zawsze o tym zapomnieć. Namieszałam tam i tutaj. Jutro wszystkich przeproszę. Usłyszałam dzwoniący telefon.
- Debilko chciałaś wyjechać, a nawet się nie przywitaliśmy.- usłyszałam głos Ikera w słuchawce, jeszcze chyba nigdy nie słyszałam go tak zdenerwowanego. Jego podniesiony ton wskazywał na jego złość. Bardzo rzadko mi się to zdarzało.
- Spokojnie jeszcze się przywitamy. Musze stawić mu obu czoła.- oznajmiłam.
- Nareszcie gadasz jak ludzie. Jeszcze będzie dobrze zobaczysz.- powiedział już spokojnie.
- Wiem Iker.- uśmiechnęłam się po czym zakończyliśmy naszą rozmowę, a ja położyłam się do łóżka z głową pełną myśli.

Wstałam o świcie. Wyjrzałam przez okno, z którego rozlegał się widok na morze. Nie wiedziałam, że poranki w Barcelonie są takie piękne. Założyłam strój sportowy i buty. Nabazgroliłam na kartce wiadomość, którą zostawiłam na stole w kuchni, by się o mnie nie martwili. Wyszłam przez taras i przeszłam przez ogród, aby po chwili znaleźć się na plaży. Dość szybko zrezygnowałam z obuwia. Rzuciłam je, jak najbliżej domu. Ruszyłam wsłuchując się w szum morza. Było to niesamowite uczucie, fale biły o brzeg jednocześnie podmywając i zbierając mi piasek spod stóp. Zamknęłam oczy, by rozkoszować się tą chwilą. Wyłączyłam Wyłączyłam myślenie, a nogi same niosły mnie naprzód. 
Niespodziewanie poczułam mocne uderzenie. Uniosłam powieki i zobaczyłam ostatnią osobę, której bym się tu spodziewała.
- O! Panna Messi. Zręczności chyba nie odziedziczyłaś po bracie.- usłyszałam jego zarozumiały ton. Miałam ochotę dać mu w twarz, jednak powstrzymałam się od tego czynu.
- Przynajmniej nie jestem tak chamska, jak ty.- syknęłam.
- Zejdź mi z drogi.- poczułam, jak mnie popycha. Odwróciłam się i zaczęłam za nim biec. Kim był żeby tak mnie traktować?! Nic go nie usprawiedliwiało.
- Zatrzymaj się, słyszysz!?- krzyknęłam za nim.
- Czego chcesz?- stanął patrząc na mnie z politowaniem i wyrzutem jednocześnie.
- To, że jesteś dupkiem wiedzą wszystkie dziewczyny, ale mógłbyś chociaż mnie przeprosić.- zaczęłam wywód, jak to czasem miałam w zwyczaju. Zupełnie, jak podczas pierwszego spotkania z Ikerem.
- Ja mam cię przepraszać? To ty biegasz jak sierota.- przekręcił oczami.
- Od mojego biegania ty się odczep.- ostrzegłam go.
- Myślisz, że jak jesteś siostrą Leo to wszystko ci wolno?
- Może i wstałeś dzisiaj lewą nogą, ale to nie powód, by być dla mnie aroganckim. Bycie siostrą Lio wcale nie ma tak dużo plusów. Ciekawe jaki ty byś był mądry, gdyby ktoś obraził twoją siostrę.- użyłam ostatniego argumentu, jaki przyszedł mi do głowy i szczerze chciałam żeby go to zabolało. Usiadłam na piasku, a on stanął nade mną. Widziałam, że o czymś myśli. Usiadł obok mnie. Jego nastrój zmieniał się z sekundy na sekundę. Zachowywał się gorzej niż kobieta w ciąży.
- Nie powinienem był na ciebie krzyczeć. Przepraszam.- skrył twarz w swoich dłoniach zajmując miejsce obok mnie. - To wszystko przez moją byłą. Zerwaliśmy niedawno i ostatnio coś się ze mną dzieje.
- Co się stało?- spytałam pełna troski. Teraz zmieniłam zdanie.
- Dasz się wyciągnąć na kawę?- zaproponował spoglądając spod swojej słynnej fryzury.
- Ooo! Jaka nagła zmiana.- zdziwiłam się. - Na kawę mnie zapraszasz. Nie szkoda ci czasu na taką sierotę?
- Przestań się ze mną droczyć.- zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam się głośno śmiać.
- Zgadzam się, zgadzam. Teraz mnie wypuść.- krzyczałam. Nienawidzę łaskotek. Ten kto je odkrył zdecydowanie nie mógł być zbyt mądry. Przecież to legalne tortury!
- Dzisiaj po treningu?
- Okej.- uśmiechnęłam się szeroko. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Od kiedy tu przyjechałam ciągle ktoś do mnie dzwoni.
- Coś się stało?- spytałam. - Przecież zostawiłam wam kartkę.
- Mari wracaj do domu mam dla ciebie niespodziankę.- oznajmił tajemniczo Leo.
- Zaraz będę.- westchnęłam po czym się rozłączyłam.
- Muszę już iść.- poinformowałam piłkarza wstając z piasku i otrzepując spodenki.
- Zostawisz mnie?- zrobił minę smutnego szczeniaka, przez co się roześmiałam. Ten Neymar był zupełnie inny niż ten, którego znałam jeszcze kilkanaście minut temu.
- Przecież się niedługo zobaczymy.- posłałam mu ciepły uśmiech, po czym obróciłam się i zaczęłam biec. Byłam podekscytowana, niczym dziecko podczas wigilii, które nie może doczekać się rozpakowania prezentów.
- Leo już jestem.- krzyknęłam wchodząc przez taras. Piłkarz wstał z kanapy i przytulił się do mnie, jak mniemam na powitanie.
- Idź do pokoju, tam czeka na ciebie niespodzianka.- znowu był tajemniczy, co potęgowało uczucia wewnątrz mnie. Już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę ten prezent.
Stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech, po czym nacisnęłam klamkę. To co tam zobaczyłam... Myślałam, że to jakiś żart. Zamurowało mnie, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Osoba uśmiechnęła się do mnie szeroko...
     


      

       



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz