sobota, 3 października 2015

Rozdział III

Dzisiaj wstałam sama, nikt mnie nie budził. Spojrzałam na zegarek, wyświetlany na ekranie smartphone'a. Miałam jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam pobiegać. Założyłam spodenki, bluzkę i wyszłam na plażę. Wsłuchiwałam się w szum morskich fal, które pozwalały mi skupić się na miarowym oddechu. Ciepła woda zabierała piasek spod moich stóp, a ja osuwałam się. Spojrzałam daleko przed siebie i ujrzałam znajomą mi postać. Przyspieszyłam, więc ta osoba zrobiła to samo.
- Mari!- krzyknął z oddali jako pierwszy.
- Neymar!- pisnęłam zatrzymując się przed nim. Zarówno na mojej, jak i jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Stałam patrząc na niego z podpartymi pod bok rękoma.
- Znów się tu widzimy.- zaśmiał się, wcześniej upijając łyk wody z butelki, którą trzymał w dłoni.
- Chyba musisz się przyzwyczaić do tego widoku.- puściłam mu oczko, odbierając przedmiot, a następnie biorąc duży łyk.
- Widzę cię i od razu mój dzień staje się lepszy.- posłał mi komplement. Mimo że znaliśmy się krótko, doskonale wiedział jak bardzo tego nie lubiłam. Nie uważałam się, ani za wielką piękność, ani za kogoś bardzo miłego. Mówiąc krótko nie różniłam się od zwykłych ludzi. Byłam jedną z tych szarych osób, które zaraz pójdą do pracy. Nawet mój przyszły zawód to wskazywał.
- Jesteś uzależniony od prawienia mi komplementów. Chcesz żebym się zarumieniła?- uniosłam jedną brew, jednocześnie dźgnęłam go palcem w umięśniony tors.
- Ale co ja na to poradzę. Z resztą wszyscy w szatni cię lubią.- wzruszył ramionami, robiąc przy tym potwierdzającą słowa minę.
- Miło mi to słyszeć.- zarumieniłam się, co musiał zobaczyć.
Rozmawialiśmy cały czas biegnąc wzdłuż linii brzegowej. Spojrzałam w niebo, gdzie zobaczyłam kłębiące się ciemne chmury. Od kiedy tu jestem pogoda jest idealna i mam przeczucie, że właśnie dzisiaj chce spłatać nam figla.
- Ja wracam do domu, bo zaraz pewnie zacznie padać.- oznajmiłam, gdy zatrzymaliśmy się, aby rozciągnąć mięśnie.
- Będziesz dzisiaj na treningu?- spytał, kiedy miałam zamiar odchodzić.
- Będę.- odpowiedziałam krótko, odwracając się i zaczynając bieg do domu braciszka.
- W takim razie do zobaczenia.- krzyknął, a ja jedynie pomachałam mu z daleka.
Wróciłam do domu. Umyłam się, przebrałam w szary dres i zeszłam na dół. Wyjęłam z szafki wszystkie potrzebne mi składniki, a kilkanaście minut później na stole stał talerz z ogromną górą naleśników. Miałam nadzieję, że ucieszą się z mojej niespodzianki dla nich. Najpierw zeszła Antonella mając na ustach swój firmowy, ciepły uśmiech, a zaraz za nią Leo z jeszcze potarganymi włosami, trzymając małego Thiago na rękach. Dzisiaj mój chrześniak wyglądał wyjątkowo przystojnie, gdyż miał na sobie koszulkę domową swojego ojca.
- Co to za miła niespodzianka.- brat posłał mi szeroki uśmiech, sadzając syna w jego krzesełku, a następnie sam zajął miejsce przy stole.
- Ty Leo też byś mógł tak czasem zrobić.- Antonella jeszcze bardziej potargała jego niedawno podcięte włosy.
- Młoda, robisz mi konkurencję.- teatralnie założył ręce na tors, na co obie zareagowałyśmy donośnym śmiechem.
- Oj tam, oj tam.- wzruszyłam ramionami, stawiając mu przed nosem jego ulubiony dżem.
Zaczęliśmy jeść. Po wszystkim mój brat zaczął się przygotowywać, a ja plotkowałam z przyjaciółką w kuchni. Siedziałam z małym Thiago na kolanach. Jak ja uwielbiam to dziecko. Jest tak bardzo podobny do swojego ojca.
- Jak było wczoraj?
- Za to, że pozwoliłaś mnie wystraszyć, nie powiem ci.
- No mów, ciekawość mnie zżera.
- Najpierw poszliśmy do miłej, przytulnej knajpki. Potem na plażę.- przygryzłam wargę, a ona zachichotała. Kontynuowałam dalej.- Potem poszliśmy do Tibidabo.
- Dziewczyno, ja bym się tam nawet nie zbliżyła.
- No co ty. Było świetnie. Już od dawna planowałam tam pójść, jednak nigdy nie miałam okazji.
- No dziewczyny dlaczego tak o mnie cicho mówicie.- do kuchni wszedł Lio, a my uśmiechnęłyśmy się do siebie. - Ubieraj się, bo zaraz jedziemy.
Podbiegłam po bluzę Marca i założyłam czerwone, podniszczone trampki, które uwielbiam.
Droga na Camp Nou minęła szybko. Trochę się stresowałam, ponieważ dzisiaj był trening otwarty. Dziennikarze i ogrom pytań padających ze wszystkich stron. Po wyjściu z samochodu od razu udałam się na trybuny. Zajęłam dogodne miejsce i czekałam, aż chłopcy zaczną ćwiczenia.
- Witam serdecznie, mógłbym o coś spytać?- podszedł do mnie jeden z reporterów, siląc się na szczery uśmiech.
- Właśnie pan pyta.- odpowiedziałam oschle. Jak ja nie lubię tych pismaków. Działają mi na nerwy jak mało kto.
- W takim razie, mógłbym zadać pani drugie pytanie?
- Właśnie pan to zrobił.
- No to czy zechciałaby pani ze mną porozmawiać?- spytał po raz kolejny zirytowanym głosem. Cieszyłam się z jego reakcji. Choć odrobinę mogłam uprzykrzyć mu życie. To i tak nie równa się z jego pracą.
- Nie mam ochoty. Do widzenia.- posłałam mu mało szczery uśmiech, po czym wróciłam do przeglądania stron internetowych.
Jeszcze przez moment naciskał na mnie jednak nie ugięłam się. Zawiedziony odszedł na bok. Od tamtej pory siedziałam w spokoju. Znudzona zobaczyłam, że piłkarze wchodzą na murawę. Uśmiechnęłam się szeroko i pomachałam im. Oni zrobili to samo. Zaczęło się. Rozgrzewka, mnóstwo podań. Nagle poczułam przeszywający dreszcz, zrobiło mi się zimno. Sierota Maria nie wzięła z domu bluzy. Pozostało mi tylko założyć bluzę Marca. Zauważył to i szeroko się uśmiechnął, odwzajemniłam gest. Trening się zakończył. Zbiegłam do nich i mocno przytuliłam Lio. Zaczęliśmy schodzić z murawy. Zniknęliśmy w tunelu. Do szatni weszłam dopiero po 10 minutach. W środku było tylko kilku piłkarzy. Zlokalizowałam wzrokiem Bartrę, podeszłam do niego, zdjęłam bluzę i podałam mu ją.
- Twoja bluza. Znów zapomniałam ci jej oddać.- zaśmiałam się że swojego gapiostwa.
- Nie oddawaj. Jest zimno na dworze, weź ją. Bardziej ci się przyda.
- Dziękuję.- podeszłam i przytuliłam go, na co usłyszeliśmy głośne gwizdy. Odwróciłam się w stronę piłkarzy posyłając mi zabójcze spojrzenie.
- Mogę cię porwać po treningu?- szepnął z cwaniackim uśmieszkiem, kiedy z powrotem na niego popatrzyłam.
- Ale mnie później oddaj.- wetknęłam mu palec w klatkę piersiową. Wyszłam na korytarz, gdzie zobaczyłam Neymara.
- Nawet się ze mną nie przywitałaś.- zrobił smutną minę.
- Widzieliśmy się już dzisiaj na plaży.- potargałam jego jak zawsze idealnie ułożone włosy.
- Jak ja teraz cię poderwę, z taką fryzurą?- udał obrażonego, wskazując na swoje włosy.
- Mnie się tak łatwo nie podrywa.- puściłam do niego oczko.
- Mam być zazdrosny?- spytał z wyraźnym żartem w głosie Marc.
- Nie masz o kogo.- pokazałam mu język.
- A ja to co? Tak spławić boskiego Neymara.- pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Ci złego to nie ja! Ja tu tylko sprzątam.- uniosłam ręce w geście niewinności. - To gdzie mnie zabierasz?- zwróciłam się do Bartry.
- Niespodzianka.
Razem udaliśmy się na parking. My poszliśmy w jedną stronę, Ney w drugą.

Oparłam głowę o szybę i podziwiałam jak skupiony Marc prowadzi samochód. Patrzyłam na jego idealne rysy twarzy, uśmiech, tak czarujący, że rozpływam się na samą myśl, oczy zielone, w których zawsze się zatracam. Co jakiś czas zerkał na mnie kątem oka. Zaparkowaliśmy pod jakimś ogromnym domem.
- Jesteśmy na miejscu. - Wysiadł przede mną i otworzył mi drzwi. - Witam w moich skromnych progach.
- Jak tu pięknie.- westchnęłam rozglądając cię po budynku.
- Chodź, poznasz Ninę.- złapał mnie za rękę i pociągnął. Kim jest Nina? Może to jego dziewczyna. Ale co znaczyłyby nasze spotkania. To nie logiczne...
W rogu salonu zobaczyłam rozłożony koc, na którym spał pies. W myślach zaczęłam się śmiać. Jestem idiotką. Jak mogłam pomyśleć, że to jego dziewczyna?!
- To jest właśnie Nina.- oznajmił. Psiak na widok właściciela zaczął merdać ogonem. Do mnie podszedł powoli. Pogłaskałam ją i już po chwili polizała moją rękę. W tym momencie poczułam, że jestem zaakceptowana. Jakbym była dobrym wyborem.
- Idziemy na spacer.- zapiął smycz na szyi pupila. Wyszliśmy z domu piłkarza idąc blisko siebie. Kątem oka zobaczyłam, jak delikatnie i subtelnie kładzie swoją rękę na moim pasie. Robił to tak jakby bał się odrzucenia. Dumna uczyniłam to samo. Objęłam go w pasie, a on spojrzał na mnie, po czym pokazał mi dwa rzędy równych, białych ząbków. Zatrzymaliśmy się dopiero w parku. Marc spuścił Ninę ze smyczy i usiedliśmy na ławce. Oparłam swoją głowę o jego ramię, a on zaczął przeczesywać moje włosy. Nagle wpadłam na świetny pomysł. Usiadłam po turecku, tyłem do niego.
- Marc...- przeciągnęłam jego imię. - Zapleć mi warkocz.
- Ale ja chyba nie umiem.- jęknął zdezorientowany.
- Umiesz, spróbuj.
Podzielił moje włosy na trzy części. Co jakiś czas, pociągnął mnie, jednak chciałam żeby dokończył. Byłam ciekawa, jak mu wyjdzie. Udałam mu na tyle, by nie obawiać się o późniejsz rozczesanie długich pasm.
- Skarbie, skończyłem.- uznał dumnie. Ja odwróciłam się szybko i otworzyłam usta ze zdziwienia. Przez chwilę analizowałam jego słowa. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego. Oczywiście nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie poczułam się wyjątkowo.
- Co powiedziałeś?
- Nic.- odpowiedział szybko. Speszył się i opuścił głowę. Podniosłam ją, tak aby patrzył na mnie.
- Co powiedziałeś?- Spytałam stanowczo.
- Tak powiedziałem do ciebie skarbie. Jesteś dla mnie ważna, rozumiesz?- podniósł głos.
- Pocałuj mnie.- oparłam szybko. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie miałam czasu na przemyślenie swoich słów i czynów.
- Co?
- Pocałuj mnie!- krzyknęłam. Spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. - Będziesz tak patrzył?- Przesunęłam się do niego i musnęłam jego wargi, a on pogłębił pocałunek. Uśmiechnęłam się, co nam przerwało. Położyłam dłonie na jego policzkach.
- Z tej strony cię nie znałem.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz.- przygryzłam wargę.
- Słodko wyglądasz w tej bluzie.
- W końcu to twoja bluza.- dałam mu buziaka w policzek. - Dziękuję.
- Jak dam ci jeszcze jedną to dasz mi kolejnego buziaka?- spytał z łobuzerskim uśmiechem.
- A zasłużyłeś?- Zbliżyłam swoją twarz, lecz przetrwała mam Nina, która podbiegła do ławki dając o sobie znać kilkukrotnym szczeknięciem.
- Chyba musimy wracać, poza tym zrobiło się zimno. - oznajmił.
Pogoda, tak jak wcześniej była brzydka. Stanęliśmy na środku chodnika. Nasze czoła się stykały.
- Lubię cię panie Bartra, nawet więcej niż lubię.- powiedziałam ledwo słyszalnie. Pocałował mnie. Nagle poczułam, jak upadam wprost na niego. Okazało się, że Nina oplotła nasze nogi smyczą. Cwany z niej psiak.
- Nina, chyba wie o co chodzi.- roześmiałam się leżąc na Marcu. Ni stąd, ni zowąd przekręcił nasze ciała i w jednej chwili to ja leżałam na trawie, a on podpierał się nade mną na łokciach.
- Co powiedziałaś tam wcześniej?
- Nic.- dał mi buziaka. Błądził wzrokiem po mojej twarzy w poszukiwaniu oczu, a gdy je znalazł wpatrywał się w nie.
- Też cię bardzo lubię.- odrzekł. Nachylił się i znów pocałował. Wstał wyciągając rękę w moją stronę.
- Wracamy?
- Nie chce mi się.- jęknęłam bezsilnie chwytając jego dłoń.
- Teraz nie będę cię nosił, bo jesteśmy z Niną.
- To ja będę ją niosła.
- Ja się tak nie bawię.
Tym razem wracaliśmy trzymając się za ręce. W domu spuścił ukochanego psiaka, a do miseczek nalał zimnej wody oraz nasypał drobnej karmy.
- Będę musiała wracać do siebie, a raczej do Lio.
- Odprowadzę cię.- zadeklarował, a ja go przytuliłam.
Zamknął za nami drzwi. Szliśmy powoli, by jak najdłużej cieszyć się sobą. Mijaliśmy wielu ludzi, z uśmiechami na twarzach patrzyli się na nas, a my dumnie trzymaliśmy się za ręce.
- To już tutaj.- zatrzymaliśmy się pod domem.- Pożegnasz się, czy mam tak stać?- przygryzłam dolną wargę. Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach. Czułam, jak bardzo pragnie dotyku moich ust. Kogo chcę tu oszukiwać. Pragnęłam tego samego, w każdej minucie mojego życia. Nasze twarze zbliżały się, lecz nagle otworzyły się drzwi. Odsunęliśmy się od siebie niczym poparzeni. Szybkim gestem dałam mu buziaka w policzek. Idąc w stronę brata odwróciłam się raz jeszcze.
- Dziękuję, za bluzę i za dzisiaj.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Puściłam mu oczko, po czym weszłam do środka.
- Masz idealne wyczucie czasu.
- Gdybyście się żegnali krócej to by wam starczyło czasu.
- Podglądałeś.- przymrużyłam powieki i wbiłam w niego wzrok.
- Ja? Nigdy w życiu.- uniósł ręce w geście niewinności.
- To słodkie, gdy się o mnie martwisz, ale kochany ja mam już dwadzieścia dwa lata. Umiem o siebie zadbać.- przytuliłam go i pocałowałam w czoło.
- Dla mnie zawsze będziesz malutką siostrzyczką. Szkoda, że tak mało spędzaliśmy ze sobą czasu.
- Co się stało to się nie odstanie.
- Wiesz, co...
- Mhm?
- Ile razy można ci mówić, zdejmij tę bluzę bo śmierdzisz Bartrą.- mimowolnie roześmiałam się.
- Zazdrościsz mu i tyle.- pokazałam mu język.
- Ja mam cię na co dzień.- odpowiedział dumnie wypinając pierś.
- Idziesz spać, czy będziesz tu na kogoś czekał?
- Idę, idę.
Weszłam do swojego pokoju. Ubranie od Marca powiesiłam w szafie. Ruszyłam się odświeżyć. Podniosłam kurek i już po chwili poczułam, jak woda spływa po moim ciele. Oddaliłam się w moją krainę przemyśleń. Znów rozmyślałam o Marcu. Co on ze mną zrobił? Obiecałam sobie, że się nie zakocham. A on? On tak po prostu to zrobił. Sprawił, że zapomniałam o wszystkich problemach sercowych. Zarówno tych z Argentyny, jak i z Madrytu. Nigdy nie miałam szczęścia w kontaktach damsko - męskich. Ale przy nim czuję coś innego, coś co sprawia, że mój świat się zmienia, oddalam się od rzeczywistości. Wtedy liczymy się tylko my. Myślałam, że mogę walczyć, że uda mi się wygrać z tym uczuciem, jednak ono spłatało mi figla. A Bartra pomógł losowi. Najbardziej boję się jego straty, chwil spędzonych razem. Ale ten czas nadchodzi. Z każdym dniem jestem bliżej zrujnowania sobie i jemu życia. Dobre momenty ulecą z mojej pamięci, jak bańka mydlana. To wszystko minie. Nie mogę go ranić. Ale nie ważne, czy zerwę z nim kontakt teraz, czy dowie się całej prawdy za niecałe dwa miesiące. To będzie bolało tak samo. Zarówno jego jak i mnie. Nie wyobrażam sobie jego straty. Nie wiem nawet, czy potrafiłabym żyć dalej. Wspominam nasze pocałunki, a każdy z nich smakuje inaczej. Usta tego piłkarza sprawiają, że czuje się wyjątkowa. Tak bardzo nie chcę go ranić. Tak bardzo chciałabym poznać go przed wyjazdem go Madrytu. Może to wszystko potoczyłoby się inaczej. Moje życie posypało się wraz z przyjazdem do stolicy Hiszpanii. Nie miałam tam nikogo. Byłam sama. Potrzebowałam kogoś, kto sprawiłby, że się uśmiechnę. Sprawi, że moje smutki i troski odejdą na bok, w niepamięć. Tak się niestety nie stało. Wpadłam w bagno. Jedno, wielkie, obrzydliwe bagno, które zrujnowało mnie od środka. Już nie jestem tą samą Marią, co dwa lata temu. Żałuję również, że nigdy nie spędzałam z Lio tyle czasu, co ostatnio. To był mój największy błąd. Dopiero teraz zrozumiałam, że jest najbliższy mojemu sercu. Zawsze łączyła nas dziwna więź, której nie potrafiłam wyjaśnić. Rodrigo ani Matias nie sprawiają, że czuje się tak swobodnie. Przy Leo mogę się otworzyć. Często zauważam u nas te same cechy.
Koniec rozmyśleń na dzisiaj, trzeba iść spać. Jutro kolejny dzień pełen wrażeń...

I don't know just how it happened,
I let down my guard...
Swore I'd never fall in love again but I fell hard.
Guess I should have seen it coming,
caught me by suprise...
I wasn't looking where i was going,
I fell into your eyes.



środa, 27 maja 2015

Rozdział II

Zamurowało mnie, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Osoba uśmiechnęła się do mnie szeroko...
Stałam w progu pokoju z otwartą buzią. Byłam pozytywnie zaskoczona.
- Co tak stoisz? Ducha zobaczyłaś?- zaśmiał się radośnie, rozkładając ramiona. Podbiegłam i mocno przytuliłam moją "niespodziankę". Rzeczywiście był to przemiły prezent. Najlepszy w ostatnim czasie.
- Iker co ty tutaj robisz?- spytałam wciąż będąc zdziwiona. - Tęskniłam.- ściskałam przyjaciela z całych sił.
- Zaraz mi żebra połamiesz.- powiedział udając obolałego. - Chciałaś uciec to musiałem przyjechać wcześniej.- stał z uśmiechem od ucha do ucha również mnie obejmując.
- Głupek.- walnęłam go w głowę.
- To bolało.- złapał się za nią.- Idziemy na kawę.- pociągnął mnie za rękę w stronę schodów.
- Stój, muszę się przebrać. Zobacz, jak ja wyglądam.- złapałam za swoją bluzkę i zaczęłam mu ją pokazywać.
- Masz 15 minut, czekam na dole.
Biegałam jak szalona w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż i zbiegłam na dół. Co prawda zajęło mi to dziesięć minut więcej, ale najważniejsze, że jakoś się prezentowałam i mogłam wyjść do ludzi.
- U la la seniorita, wyładniałaś.- na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Jak zawsze prawił mi komplementy, czego nigdy nie lubiłam. Czuję się wtedy zawstydzona.
- Iker tylko mi siostry nie zgub.- pogroził mu palcem Leo, który właśnie wychodził z kuchni z Thiago na rękach.
- Mi nie ufasz? Przecież daje ci gole strzelać.
- Dobra, dobra. To ja takie mocne piłki strzelam.
- Idziemy?- krzyknęłam zakładając trampki. Byłam rozbawiona z ich jakże ważną kłótnią.
Wyszliśmy rozkoszując się swoim towarzystwem i przyjemną temperaturą. Przez cały czas miałam uśmiech na twarzy. Bramkarz położył rękę na moich ramionach, a ludzie na ulicy ciągle na nas patrzyli. Pewnie sama nie uwierzyłabym, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Gdy przechodziliśmy obok uczelni, pociągnęłam go za rękę.
- Gdzie ty mnie ciągniesz?- spytał zdezorientowany, unosząc brwi do góry.
- Złożę tylko papiery i możemy dalej iść.
Udałam się do sekretariatu.
- Dzień dobry, ja chciałbym złożyć dokumenty.
- Dzień dobry. Proszę mi je podać.- uśmiechnęła się do mnie młoda sekretarka, po czym wyciągnęła rękę. Obejrzała je uważnie. - Wszystko się zgadza. Odpowiedź dostanie  pani listownie za kilka dni.
- Dziękuję.
Wyszliśmy i udaliśmy się do kawiarni. Usiedliśmy na kanapie przy jednym ze stolików. Zamówiliśmy kawy, a ja dodatkowo duży deser lodowy.
- Nadal uwielbiasz lody czekoladowe?
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.- machnęłam łyżeczką w jego stronę.
- Żarty, żartami, ale musimy porozmawiać.- jego twarz natychmiast zmieniła swój wyraz. Wiedziałam, że nie będzie to najprzyjemniejsza rozmowa.
- Co ci powiedział?- spytałam upijając łyk mrożonej kawy. Próbowałam udawać, że mnie to nie dotyczy, że w ogóle mnie nie to obchodzi.
- Mówił, że wie o twoim pobycie. Chciał do ciebie przyjechać.- oznajmił mieszając swoją kawę.
- On nie może się tu pojawić.- pisnęłam, a serce zaczęło mi szybciej bić, za każdym razem stresowałam się równie mocno. Ludzie słysząc mnie obrócili się. Jednak, gdy nie zauważyli niczego ciekawego wrócili do poprzednich czynności.
- Udało mi się go przekonać żeby tego nie robił. Ale jak przyjedziemy tu na el Clasico on na pewno się z tobą skontaktuje. Nie uciekniesz przed nim.- potarł moje ramię. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
- Iker, ja już nie mam na to siły. Tak trudno mu zrozumieć, że nie chcę go znać?- jęknęłam bezsilnie kładąc głowę na jego ramieniu.
- Mania...- przytulił się do mnie, gdyby nie to pewnie rozpłakałabym się.- Musisz to raz na zawsze skończyć. Za dwa miesiące przylatujemy, wtedy masz to zrobić. Przez ten czas musisz zebrać siły i stawić mu czoła.
- To nie jest takie proste...
- Wiem o tym. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy.- dodał przytulając mnie mocno.
- Jak dobrze, że Cię mam.- westchnęłam.
- Ja też bym chciał takiego przyjaciela. Przystojny, mądry, jest najlepszym bramkarzem na świecie, a w dodatku skromny.- przeczesał palcami swoje czarne włosy.
- Teraz to się obrażam.- skrzyżowałam dłonie na piersiach i udałam obrażoną.
- Już się nie obrażaj. Wiesz, że Cię Kocham, ale jak siostrę.- potargał moje włosy i pocałował w czoło.
- Ej, jak ja teraz wyjdę do ludzi?
- Ładnemu we wszystkim ładnie.
- Tanimi komplementami mnie nie kupisz.- pokazałam mu język.
- Oj, spokojnie. Ja muszę się już zbierać.- oznajmił wstając z miejsca i kładąc pieniądze za nasze zamówienie.
- Tak szybko?- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Nie chciałam żeby tak szybko mnie zostawiał. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy, a on już musiał iść.
- Ancoletti nie dał mi wolnego i chcę zdążyć jeszcze na wieczorną sesję treningową. Zobaczymy się niedługo. Będę tęsknił.
- Ja za tobą też. Pozdrów żonę, synka, Sergio i Marcelo.- Przytuliliśmy się mocno i pocałowałam go w policzek. - Zadzwoń do mnie czasem.- rzuciłam, gdy rozdzieliliśmy się po wyjściu.

Wróciłam przed wyjazdem Lio na popołudniowy trening.
- Już wróciłam.- krzyknęłam rozwiązując trampki.
- Jedziesz ze mną?- wyjrzał z kuchni i spytał trzymając w dłoni nadgryzione jabłko.
- Czekaj tylko poprawie włosy.- pobiegłem do łazienki. Rozczesałam je i związałam w koński ogon. Chwile później wyjechaliśmy. Szliśmy w stronę szatni, gdy zadał mi to słynne już pytanie.
- Wchodzisz ze mną?- uśmiechnął się szeroko.
- Ale z zamkniętymi oczami.- zasłoniłam je ręką i weszliśmy do środka.
- Możesz otworzyć oczy.- usłyszałam głos Pique. Odsłoniłam je, ale bardzo tego żałowałam. Znów je zakryłam. Jak mogłam mu uwierzyć.
- Nabrała się!- zaczął się głośno śmiać.
- Pogrzało cię do reszty?!- pisnęłam.
- Nie przejmuj się nim.- uznał spokojnie Andres.- Jak się czujesz?- spytał z czułością, a ja odsłoniłam oczy.
- Jest dobrze.- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
Rozejrzałam się się po szatni. Zobaczyłam Marca, na jego twarzy malował się cień uśmiechu. Piłkarze wyszli z szatni. Zostaliśmy tylko my. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Znaliśmy się dopiero kilka dni, a on już powodował we mnie tak silne emocje.
- Mari...- zaczął.- Jesteś jeszcze na mnie zła?- spytał ze spojrzeniem, jakby się bał, że zaraz na niego nakrzyczę.
- Wiesz, w sumie to dziękuję ci za te słowa, dziękuję, że odesłałeś tą taksówkę. Dzisiaj złożyłam dokumenty na uczelnię. Zostaje tu.- nie zdążyłam dokończyć zdania, bo Marc wpadł w euforię radości. Wziął mnie na ręce i zaczął się kręcić. Ja śmiałam się głośno.
- Bartra głuptasie, puść mnie.- pisnęłam z uśmiechem, a on udał obrażonego.
- Idziemy, bo się spóźnię.- złapał mnie za dłoń. Na murawie byli już wszyscy piłkarze, brakowało tylko trenera. Na nasz widok zaczęli gwizdać. Skąd u nich ta reakcja, skoro nie trzymaliśmy się nawet za ręce? No tak, przecież to piłkarze FC Barcelony. Czego mogłam się po nich spodziewać. Zarumieniłam się i poszłam na trybuny. Oglądałam trening, który niedawno się zaczął. Nagle Neymar poślizgnął się i upadł. Podszedł do niego trener oraz fizjoterapeuta. Szeptali przez moment, a później Brazylijczyk pokuśtykał i usiadł obok mnie.
- Bardzo boli?- spytałam z troską w głosie.
- Od kiedy siedzę obok ciebie nie boli.- posłał mi uśmiech.
- Daruj sobie te tanie komplementy.- uśmiechnęłam się szeroko.
- To idziemy na tą kawę?
- Co prawda piłam już dzisiaj jedną, ale tobie nie odmowie.
- Czuje się zaszczycony. Bartra nie będzie zły?
- Ale ja z nim nie jestem.
- To znaczy, że mam jakieś szanse? - przeczesał swoje włosy palcami.
- Nie radziłabym ci próbować. Na razie nie chcę się się z nikim wiązać.- utkwiłam spojrzenie w oddali.
- Tak chamsko spławić boskiego Neymara.- udał obrażonego.
- Skromność to twoje drugie imię.
- Neymar Skromność da Silva Santos Junior.- podał mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
Bawiliśmy się w najlepsze, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk.
- Uwaga!
W ostatniej chwili uchyliłam głowę, a piłka poleciała centymetry nade mną. Rozejrzałam się wokoło i ujrzałam piłkarzy śmiejących się wniebogłosy. W środku drużyny stał Leo.
- Który to?- warknęłam.
- To on!- wydarł się Xavi pokazując palcem na mojego brata.
- Nie żyjesz.- wskazałam na niego palcem. Wstałam z krzesełka i ruszyłam w jego stronę. Przerażony zaczął uciekać, a ja pobiegłam za nim. W pewnym momencie odbiłam się, skoczyłam mu na plecy, po czym runęliśmy na murawę.
- Marc mi kazał.- rzucił, bym dała mu spokój, jednak tak łatwo ze mną nie jest.
- Ej, ja nic nie mówiłem.- krzyknął Bartra usłyszawszy naszą rozmowę. Położyłam się na bracie tak, aby nie mógł się ruszyć. Widziałam jak cały skład śmieje się z naszej dwójki.
- Zejdź już ze mnie!
- Nie, będziesz teraz cierpiał.
- Zlituj się nade mną kochana siostrzyczko.
- Teraz to kochana siostrzyczko. Nie!- ledwo można było mnie zrozumieć, tak bardzo się śmiałam. Nagle podszedł Bartra i podniósł mnie z brata. Miał z tym nieco problemów, ponieważ złapałam się mocno koszulki Leo.
- Przeszkodziłeś mi.- udałam obrażoną.
- Nie gadaj tyle. Trening się już skończył. Idziemy stąd.- przerzucił mnie przez ramię i zaczął nieść w stronę szatni. Krzyczałam, biłam go pięściami w plecy, jednak nic nie pomagało. Zatrzymaliśmy się dopiero w przebieralni.
- Puść mnie!
- Nie krzycz, bo cię nie postawię.
- Zrobię wszystko czego będziesz chciał.- jęknęłam bezradnie.
- Wszystko?- uśmiechnął się szyderczo.
- Tak.- Piłkarze zrobili zdziwione miny.
Postawił mnie na ziemi. Dopiero kilka minut później spostrzegłem, co powiedziałam.
- Masz szczęście, musiałem cie postawić, bo muszę się przebrać.- pokazałam mu dwa rzędy równych, białych ząbków. Wyszłam stamtąd. Za każdym razem, gdy się tu pojawiam dzieje się coś ciekawego. Tu chyba nie ma sekundy nudy.
Stałam już 10 minut, gdy zobaczyłam wychodzącego Marca i Roberto. Patrzyli się na mnie szeptając. Poczułam się niezręcznie. Za chwilę wyszedł mój brat, Xavi, Pique i Iniesta.
- Ja idę do Gerarda, nie wracaj za późno.
- Skąd wiesz, że wychodzę?
- Ney nam się pochwalił.
- Weź człowieku takiemu coś powiedz.- westchnęłam z niedowierzaniem.
Żartowaliśmy przez chwile, lecz chłopcy musieli już iść. Minutę po nich z szatni wyszedł Neymar.
- Dłużej się nie dało?- spytałam zakładając ręce na piersi.
- Jednak czekałaś na mnie. Myślałem, że umówiłaś się z Bartrą.
- Obiecałam ci, więc jestem.
- Trochę mi się przedłużyło przez Alvesa.
- Powinnam cie zabić, wiesz? 30 minut spóźnienia.
- W nagrodę zabiorę cię... Przygotuje coś fajnego na przeprosiny, ale to kiedyś, a teraz zabieram cię do kawiarni.- objął mnie ramieniem i poprowadził na parking.
Wsiadłam do samochodu. Zatrzymaliśmy się dopiero pod budynkiem. Po raz drugi dzisiaj w tej samej kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, tak, tym samym co rano. Co za zbieg okoliczności. W myślach śmiałam się z tego. Zamówiliśmy napoje. Ja wzięłam smoothie truskawkowo-bananowe ze względu na wypitą wcześniej kawę.
- Jeszcze raz chciałem cię przeprosić.- powiedział drapiąc się po głowie. Było mu wstyd, więc dotarło do niego jego zachowanie.
- Mam nadzieję, że zrozumiałeś.
- Na co dzień taki nie jestem. Tydzień temu rozstałem się z Bruną. Od tamtej pory nie mogę znaleźć sobie miejsca, wszystko mnie denerwuje.
- Tak mi przykro.
- Od dzisiaj rana, już nie jest mi przykro, dzięki tobie.- zarumieniłam się.
- Dobra, dobra. Twoje komplementy na mnie nie działają. Powiesz mi co się między wami stało?
- Ona mieszka w Brazylii, jest sama...- próbował ją usprawiedliwiać.- Zdradziła mnie z modelem na jednej ze swoich sesji.
- Nie usprawiedliwiaj jej. Widocznie nie zasługiwała na ciebie.- oznajmiłam. - Dobrze wiem, jakie potrafią być kobiety i takie jak ona nie są warte twoich nerwów. Wiem, że to nie jest łatwe, ale postaraj się ją zrozumieć.- wstałam z krzesełka i przytuliłam go.
- A to za co?
- Tak na pocieszenie. Wiem, jak potrzebny jest przyjaciel w takich chwilach.- posmutniałam. Znów przypomniałam sobie Madryt. Wspomnienia z tamtego okresu wciąż mnie raniły. Zgrywałam pozory byleby nikt się o niczym nie dowiedział. Nie miałam ochoty na wyjaśnianie mojego największego życiowego błędu.
- Zmieńmy temat, bo zaraz się rozpłaczemy.- przerwał milczenie
- Dobry pomysł.
- Jak podoba ci się w Barcelonie?
- Jest pięknie, a plaża o świcie to poezja...- westchnęłam rozmarzona.
Zaczęliśmy rozmawiać. Od biegania doszliśmy, aż po ulubione filmy. Dzięki niemu oderwałam się od rzeczywistości. Dwie godziny z nim spędzone, minęły niczym dwie minuty. Później odwiózł mnie do domu. Pożegnaliśmy się. Już od progu usłyszałam głos Anto.
- Jak randka?
- To nie była randka.
- Pamiętam, jak ja tak mówiłam, gdy wychodziłam z Leo.
- To było spotkanie na przeprosiny. Rano podczas biegania mieliśmy małe spięcie.
- Jasne, jasne.
- Anto.- udając obrażoną dźgnęłam ją w brzuch. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Udałam się do swojego pokoju. Jednak nie dane było mi odpocząć dłużej niż pół godziny. Usłyszałam, jak coś uderza o moje okno. Na początku trochę się wystraszyłam, jednak ciekawość wzięła górę i podeszłam w to miejsce. Otworzyłam je, a na dole zobaczyłam Marca.
- Zejdziesz, czy mam tak stać?
- Nie mam siły.- zaczęłam marudzić.
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Odszedł, tak po prostu, bez pożegnania. Ktoś zapukał do drzwi. Nie pomyślałam żeby to mógł być on, w pierwszej chwili uznałam, że to jakiś zbieg okoliczności. Zbiegłam na dół, gdzie czekała moja przyszła szwagierka.
- A kuku!- wrzasnął wyskakując zza ściany Bartra. Ze strachu aż podskoczyłam. Spojrzeli po sobie i wybuchli głośnym, niepohamowanym śmiechem.
- Chcesz żebym zawału dostała?-zwróciłam się do piłkarza. - A ty zdrajco, mnie nie uprzedziłaś.- wskazałam palcem na przyjaciółkę.
- On mi kazał.- rzuciła przez śmiech.
- Co chcesz?- powiedziałam zdenerwowana.
- Zabieram cię stąd.
- Nie mam ochoty.- Spojrzałam na niego, już wtedy widziałam, że coś kombinuje. Podszedł do mnie i przerzucił przez swoje idealnie umięśnione ramię. Znów dałam się na to nabrać. Ten sam numer dwa razy w ciągu jednego dnia. Zaczęłam krzyczeć i bić go pięściami, nawet wbiłam mu paznokcie w plecy. Nic go nie ruszało. Twardy zawodnik, ale ze mną nie pójdzie mu tak łatwo... Raczej.
- Przed północą powinna wrócić w całości.- Antonella pokiwała głową na zgodę.- O ile przestanie mnie bić.
- Bartra idioto, puść mnie.- wykrzyczałam jak tylko wyszliśmy z domu.
- Za idiotę cię nie puszczę.
- Oj nie bądź taki.- powiedziałam słodko, a on tylko poprawił mnie na ramieniu i szedł dalej. - To może chociaż powiesz, gdzie mnie zabierasz?- spytałam, wiedząc, że z góry jestem na przegranej pozycji. Nie miałam innego wyboru, jak tylko się poddać.
- Zobaczysz.
Niósł mnie jeszcze przez kilka minut.
- Połamiesz się pod moim ciężarem.
- Jesteś lekka, ty w ogóle coś jesz?- usłyszałam w jego głosie troskę.
- Oj, bardzo dużo, zdziwiłbyś się.
- Nie wyglądasz.
Zatrzymał się pod Sagrada Familia. Zdjął mnie ze swojego ramienia i postawił delikatnie na ziemi.
- Nareszcie czuje ziemię. Choć muszę przyznać, że było mi bardzo wygodnie.
- Mam cię dalej nosić?
- Nie, może lepiej nie. To gdzie idziemy?
- Zabieram cię na nocny spacer po Barcelonie. Mam nadzieje, że mi nie odmówisz.
- No co ty głuptasie.- przytuliłam go, targając przy tym jego starannie ułożone włosy.
- Jesteś głodna?
- Bardzo.
Udaliśmy się do małej knajpki niedaleko Placa Reial. Nie wiedziałam, że piłkarze bywają w takich miejscach. Zawsze myślałam, że chodzą tylko do wykwintnych restauracji. W środku było pełno ludzi. Ledwo udało nam się znaleźć wolne miejsce. Nie obyło się również bez rozdania kilku autografów. Zamówiliśmy dania kuchni meksykańskiej.
- Jak ci się podoba?
- Świetny klimat, ludzie. Tu jest jakoś inaczej.
- Tu można odpocząć od zgiełku, oderwać się od życia, pracy albo znienawidzonych ludzi.
Chwile później przyszedł kelner. Podał nasze zamówienia. Zaczęliśmy jeść, kiedy nagle Marc się roześmiał. Wziął serwetkę i wytarł sos z kącika moich ust. Na moich policzkach pokazał się rumieniec, a na ustach szeroki uśmiech. Opuściłam głowę, by tego nie zauważył. On wrócił do poprzedniej czynności, więc ja postanowiłam zrobić to samo. Kończąc potrawę odłożyłam sztućce na talerzu i spojrzałam na niego.
- Musisz mnie tu częściej zabierać. To było pyszne.- uśmiechnęłam się opierając o wygodne krzesło.
- To jeszcze nie koniec.
Zapłacił za potrawy, po czym wyszliśmy.Gdy spacerowaliśmy nasze dłonie otarły się o siebie. Delikatnie splotłam je, a on uniósł, spojrzał na nie i pocałował moją. Zbliżyłam się do niego. Nie patrzył na mnie, lecz ja widziałam jak na jego twarzy maluje się piękny uśmiech. Uwielbiam ten uśmiech. Spacerowaliśmy trochę, gdy dobiegł mnie szum morskich fal. Doszliśmy na plażę. Paliło się kilka przydrożnych latarni, które nadawały wyjątkowy klimat. Widok był po prostu piękny. Ścisnęłam mocniej swoją dłoń.
- Chodź, szybko.- pociągnął mnie za sobą i zaczął biec.
- Wolniej, mam za krótkie nogi.- zatrzymał się na chwilę i wziął mnie na ręce. Nasze spojrzenia zetknęły się, popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
- Twoje nogi są idealne.- odrzekł idąc dalej.
Niby zwykły komplement, jednak z jego ust brzmiał jakoś inaczej niż od Neymara, czy Ikera. Splotłam ręce na jego szyi i położyłam głowę na jego ramieniu. Poczułam woń jego słodkich perfum. Nie wiem dlaczego, ale je uwielbiałam. Nigdy nie przepadałam za męskim perfumami, jednak te były inne.
- Znów mnie niesiesz. Zaczyna mi się robić głupio.
- Drobiazg.
- Nie taki drobiazg.- odchyliłam głowę i spojrzałam na niego pytająco, a on postawił mnie na piasku, popatrzył w moje oczy.
- Niosąc cię czuję, jakbym miał cały świat w swoich rękach.- wyszeptał przy moich ustach, a następnie delikatnie je musnął. Widziałam, że boi się ponownego odrzucenia, lecz tym razem nie protestowałam. Zobaczył to i pogłębił pocałunek. Nałożyłam swoje dłonie na jego szyję, a on położył ręce na mojej tali. Czułam się niesamowicie, zupełnie jakby to był mój pierwszy pocałunek. Myślałam, że to sen. Ten, który mógłby się nigdy nie kończyć. Jednak tę cudowną chwilę przerwali nam plażowicze.
- Ej, stary to chyba Bartra?
- Dawaj podejdziemy.
Tak też zrobili. Poprosili o autografy, po czym odeszli jak gdyby nigdy nic. Popatrzyliśmy na siebie i roześmialiśmy się głośno.
- Jeszcze jedno miejsce, a będziesz miała spokój od Bartry.- oznajmił.
- Jeśli tak, to chcę żeby to w trwało wieczność.- Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi. Było to niezwykle trudne zadanie, ponieważ jestem bardzo niska, widać to u nas rodzinne. Moje 157 cm przy jego 183 to naprawdę duża różnica. Roześmiał się, po czym szliśmy dalej.
- To miejsce jest dość dziwne, jak na spotkanie z dziewczyną, więc jeśli Ci się nie spodoba to powiedz. Mam nadzieję, że Leo nie zabije mnie za to, że Cię tam zabieram.- pokiwałam głową na zgodę.
Stanęliśmy pod Tibidabo. W moich oczach pojawiły się iskierki. Pociągnęłam go za rękę.
- Zawsze chciałam tu przyjść.- mówiłam błądząc wzrokiem po znajdujących się tam atrakcjach.- Pewnie cię to dziwi, co?
- No trochę. To na co idziemy na początku?
- Rollercoaster?- Spytałam i ruszyliśmy po bilety. Usiedliśmy w pierwszym wagoniku. Kolejka ruszyła, z każdym metrem co raz bardziej się rozpędzała. Pierwsza pętla, ludzie krzyczą, a my siedzimy nie wzruszeni. Druga, trzecia, a dzieje się to samo. Nagle zjechaliśmy ostro w dół, czwarta pętla. Zaczęliśmy drzeć się wniebogłosy, nawet krzykiem nie można tego nazwać. Zdecydowanie było to darcie. Później było tylko lepiej. Zjazdy, wjazdy, kolejne pętle. Wyobrażałam sobie to miejsce, ale nigdy nie myślałam, że będzie tak świetnie. Zeszliśmy z szerokimi uśmiechami. Pocałowałam go w policzek. Dotknął go i spytał:
- A to za co?
- Za dzisiaj, za to wszystko, za wyrwanie mnie z domu i za to, że jesteś tu ze mną.- przytuliłam go. - To gdzie idziemy teraz?
Później poszliśmy na diabelski młyn. Usiedliśmy sam na sam w jednej kabinie. Na początku naprzeciwko siebie, lecz on po chwili przysiadł się do mnie. Objął mnie ramieniem, ja się w niego wtuliłam. Poczułam na ciele przechodzące z zimna ciarki, więc potarłam ramiona. Zdjął swoją czerwoną bluzę z logiem Nike i dał mi, a ja ją włożyłam. Znów się do niego przytuliłam. Nie wiem, jak to się stało, ale zasnęłam.
- Mari, już wychodzimy.- poczułam jak jego ciepłe usta stykają się z moim czołem.
- Co? Gdzie jestem?- zapytałam zdezorientowana.
- Zasnęłaś.- powiedział z troską.
- Tylko udawałam.- wzruszyłam ramionami, przecierając zaspane oczy.
- Na pewno.- westchnął ironicznie i puścił do mnie oczko.
Zaczęliśmy wracać do domu. Dwa kilometry przed metą naszego wieczoru zaczęły mnie boleć nogi.
- Marc nogi mnie bolą, ja już nigdzie nie idę.- Usiadłam na środku chodnika. Ukucnął naprzeciwko mnie.
- Siadaj.
- Za ciężka jestem, poza tym pewnie jesteś zmęczony.
- Siadaj chudzielcu, jakbym był zmęczony to bym ci tego nie proponował.
Przełożyłam swoje nogi i usiadłam na jego barkach. Uścisnął moje dłonie i znów ruszyliśmy. Śmiałam się, jak małe dziecko.
- Po tym wieczorze będziesz miał mnie dość.- zauważyłam.
- Chyba polubiłem noszenie cię. - pocałowałam go w czoło i potargałam jego włosy.
- Ej, popsułaś boską fryzurę Bartry.
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej. Jak buntownik.- pochylił się, więc złapałam się go mocno z obawy przed upadkiem.
- A chcesz spaść?
- Leo by ci dał, jakby się dowiedział, że mnie upuściłeś.
- Zapomniałem o twoim bracie...
- Ej, właśnie minąłeś jego dom.- wskazałam na białą villę, która właśnie znalazła się za nami.
- Jak to możliwe?- Widziałam, szyderczy uśmiech, który właśnie malował się na jego twarzy. Chwile później zwrócił.
- Zrobiłeś to celowo.
- Ja? Nigdy.
Postawił mnie na ziemi dopiero pod drzwiami. Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi.
- Dziękuję, za dzisiaj...- Nie zdążyłam dokończyć, bo pocałował mnie, tym razem czulej. Przytuliłam go mocno i patrzyłam jeszcze jak odchodzi. Przekroczyłam próg domu. Z kuchni wzięłam butelkę w wodą truskawkową. Ruszyłam w kierunku swojego pokoju, gdy zobaczyłam mojego braciszka, który spadł na sofie. Podeszłam bliżej i szturchnęłam go w ramię , tak by się obudził.
- Lio, idź spać.
- Co? A tak. Czekałem na ciebie.- uśmiechnął się blado. Widziałam, że był zapisany. - Co to za bluza?-spytał, a ja uderzyłam się otwartą dłonią w głowę.
- Zapomniałam mu oddać bluzy. Mogę jutro jechać z tobą na trening?
- Jasne .- Objął mnie ramieniem. - A teraz chodź.- Wchodziliśmy po schodach.
- Śmierdzisz Bartrą.- zaśmiał się dodając po chwili.
- Ej!- uderzyłam go łokciem w brzuch. To najpiękniejszy zapach świata.
Poszłam do pokoju i od razu wskoczyłam pod prysznic. Włączyłam wodę, spływała po moim nagim ciele, a ja zaczęłam rozmyślać. Coś dziwnego zaczyna dziać się w mojej głowie. Dopiero wracam do życia, a tu już Marc. Lubię go, może to coś więcej niż lubienie. Przy nim mój świat się zmienia, nawet przez moment nie myślę o przeszłości, odrywam się od rzeczywistości. Wtedy liczymy się tylko my. Nie wiem czy jestem gotowa na tak szybki rozwój wydarzeń, na to uczucie. Co jeśli okaże się dupkiem, albo dopadnie mnie przeszłość. Nie chcę go ranić, ale nie chcę też go stracić. Maria, uspokój się! To tylko przyjacielskie spotkanie. Próbowałam usprawiedliwiać moje myśli. Jeśli to było przyjacielskie spotkanie, to czym był ten pocałunek. Dlaczego nie protestowałam. Nie powinnam była tego robić. Oddałam się tak po prostu, ale nie czuję się z tym źle. Sprawił, że przez chwilę mój świat się zatrzymał. Świat pełen zła, smutku, nienawiści, nie spełnionych nadziei...
 Zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica. Zakryłam się ręcznikiem. Spojrzałam na jego bluzę, która leżała właśnie na szafce obok umywalki. Znów o nim pomyślałam. Sprawił, że dzisiejszy dzień stał się najlepszym dniem w moim życiu. Stanęłam przed lustrem i patrzyłam na swoje odbicie. Dotknęłam delikatnie ust i mimowolnie uśmiechnęłam się. Nawet jak go przy mnie nie było sprawiał, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mario Messi, co ten chłopak z tobą robi? Momentami chciałam ukarać się jakoś za te swoje myśli, ale co to da. Nadal będzie chodził w mojej głowie. Położyłam się na łóżku, a kilka minut później zasnęłam.
Nawet w nocy błądził w moich snach. To z jaką delikatnością dotyka mnie, całuje. To właśnie sprawia, że nie mogę przestać o nim myśleć...





czwartek, 26 marca 2015

Rozdział I


Obróciłam się szybko i zobaczyłam go.
- Leo!- krzyknęłam z ogromnym uśmiechem na ustach.
Rzuciłam walizkę i podbiegłam do brata. Mocno go przytuliłam, w końcu nie każdy ma możliwość przytulić Leo Messiego. Tak, jestem Maria Sol Messi. Niektórzy sądzą, że jest to spełnienie marzeń. Niestety niesie to ze sobą wiele problemów. Czasem bywam oceniana właśnie przez pryzmat brata. Mieszkając jeszcze w Madrycie nie raz zdarzyło mi się usłyszeć obelgi z powodu nazwiska. Czasem ludzie pytają, czy jestem jego siostrą, a gdy odpowiadam, że tak, oni myślą, że żartuje. Nie wiem, gdzie tu sens, ale tak po prostu jest.
- Ale się stęskniłem.- powiedział z ogromnym uśmiechem na ustach. Faktem jest, że nie widzieliśmy się kilka miesięcy. Studia prawnicze zobowiązują.
- Ja za tobą też.
- Na długo przyjechałaś?
- Zobaczymy na ile starczy mi pieniędzy. Zamelduję się w jakimś niedrogim hotelu na obrzeżach, a dalej zobaczymy.
- Nie będziesz spała w hotelu. Zamieszkasz u mnie, tak długo, jak tylko będziesz chciała.- zaproponował. Oczywiście cieszyłam się z jego propozycji, ale nie chciałam im przeszkadzać. Leo ma swoją rodzinę i to nimi powinien się zajmować.
- Nie będę ci przeszkadzać, przecież jest jeszcze Antonella i Thiago. A nocleg w hotelu jeszcze nikomu nie zaszkodził.
- Zmieścimy się i jeszcze miejsca nam zostanie.- uśmiechnął się do mnie. To było niesamowite uczucie wiedzieć, że ma się na kim polegać. Poszłam po walizkę i chwytając za rączkę pociągnęłam ją w stronę wyjścia. Wychodząc Leo położył rękę na moich barkach. Włożył bagaż do samochodu, a później wsiedliśmy. Nie jechaliśmy zbyt długo, zbliżał się wieczór więc i samochodów było mniej. Zaparkowaliśmy na podjeździe pod jego domem. Wyjął walizkę po czym weszliśmy do środka.
- Leo, dlaczego nie powiedziałeś, że wrócisz później? Wiesz jak się martwiłam.- powiedziała Antonella wychodząc z kuchni, trzymając malutką rączkę Thiago.- Mari!- natychmiast do nas podeszła, przytuliła mnie mocno, co odwzajemniłam z szerokim uśmiechem.
- Co cię do nas sprowadza? Nie widzieliśmy się już z pół roku.
- Przyjechałam w odwiedziny.- rzuciłam, aby nie pytali o nic więcej. Tyle musiało im wystarczyć.
- Dziewczyno, jak ty wyładniałaś.- brat obrócił mnie kilka razy na środku salonu.
- Leo bo się zawstydzę.
- Już nie udawaj takiej skromnej.- pokazał mi język.
- Powiedział to mój braciszek.- potargałam jego włosy, za co się trochę obraził.
- Nie stójmy tak w przejściu, chodź pokażę ci pokój. Lio weź jej walizkę.
- Poradzę sobie.- wzięłam w dłoń mój bagaż, w końcu na studiach nauczyłam się samodzielności. Musiałam sobie jakoś radzić. Nie miałam prawie nikogo do pomocy.
- Daj mi to.- odebrał mi walizkę. Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Już zapomniałam jaki potrafi być uparty. Weszłam do mojego nowego pokoju, który od razu urzekł mnie swoim pięknem. Najbardziej podobał mi się ogromny balkon z widokiem na plażę. Nie czekając na nic położyłam się na ogromnym łóżku.
- Jeszcze nie pora na spanie.- rzucił się obok mnie, po czym zaczął łaskotać. Nie mogłam przestać się śmiać.
- Leo!- pisnęłam i uderzyłam go poduszką. Od kiedy pamiętam prowadziliśmy wojny na poduszki. Potem do pokoju wchodziła mama i krzyczałam, że zrobiliśmy bałagan.
- Ała!- zaśmiał się udając obolałego. 
Zeszliśmy do salonu, a Anto przyniosła szklanki z sokiem pomarańczowym.
- Co cię do nas sprowadza?- mój brat był strasznie uparty, nie dawał za wygraną.
- Jak pewnie wiesz od mamy rzuciłam studia w Madrycie, potem wróciłam do Argentyny,  ale nie mogłam znaleźć sobie tam miejsca. No i przyjechałam tutaj. Mam zamiar znów zacząć studiować.- opowiedziałam swoje plany i przeżycia, choć w sumie nie jest to nawet ich jeden procent. O tym co zdarzyło się w Madrycie wiem tylko ja i mój przyjaciel. - Jak tylko znajdę prace od razu się wyprowadzam.- zapewniłam.
- Nigdzie się nie wyprowadzasz. Zostaniesz u nas, jak długo będziesz chciała.
- Widziałam, że zabrałaś mało rzeczy, jutro pójdziemy na zakupy. Przy okazji możesz rozejrzeć się za uczelnią.
- No dobrze.- odpowiedziałam niechętnie. Głupio mi było, że siedzę im na głowie. Mieli dość swoich codziennych problemów, brakowało im jeszcze cykającej bomby w mojej postaci. Nie chciałam żeby się tak mną opiekowali. Oni są tacy mili, a ja ich okłamuję. Znowu mam wyrzuty sumienia. Zdecydowanie za dużo mam ich w ostatnim czasie.
- Wy tu posiedźcie, a ja pójdę położyć Thiago.-Anto wyszła z chłopczykiem na rękach zostawiając nas samych.
- Powiesz mi dlaczego przyjechałaś. Wiem, że nie mówisz całej prawdy.- zaczął od razu. Mogłam się tego spodziewać. On zawsze był spostrzegawczy.
- Ale to prawda.- wzruszyłam ramionami, upijając łyk soku. Musiałam choćby zgrywać pozory normalności. Od odpowiedzi uratował mnie telefon, który niespodziewanie zaczął dzwonić. Wstałam z kanapy i wyszłam na taras. Nie chciałam, aby ktoś usłyszał.
- Hej Mania. Słyszałem, że znowu zawitałaś w Hiszpanii.- usłyszałam uradowany głos przyjaciela.
- Hej. Skąd to wiesz?- zaraz zapytałam. Zdawało mi się to dość dziwne, bo poza moimi rodzicami i Leo nikt nie wiedział o mojej podróży.
- Mam dobrych informatorów.- po raz kolejny w słuchawce rozbrzmiał jego ciepły śmiech.
- No tak...- westchnęłam. - Jestem Iker i wiem wszystko.- parodiowałam jego głos.
- Pogadamy, gdy będziesz coś chciała.- udał obrażonego. Wiedziałam, że po drugiej stronie słuchawki Hiszpan próbuje się nie roześmiać. - Gdzie nocujesz?
- Na razie zatrzymałam się w Barcelonie u brata.
- Właśnie... Za dwa miesiące tam będę. Zbliża się el Clasico. Będziesz mi kibicowała?
- Oj, Casillas. Moje serce należy do Barcelony.- westchnęłam z uśmiechem, kręcąc przy tym bezsilnie głową.
- To znaczy, że znów przegrałem z Blaugraną?
- Pogadamy później.- odpowiedziałam, gdy przypomniałam sobie, że nie zamknęłam drzwi. - Zadzwonię do ciebie w najbliższym czasie.- pożegnaliśmy się po czym kliknęłam czerwony przycisk na ekranie telefonu.

 ~ *~

Zajęta Mari nie zauważyła, że słyszałem jej rozmowę. Wiem, że nie powinienem, ale to było silniejsze ode mnie. Od razu wyczułem, że nie przyjechała w odwiedziny. Nigdy sama tego nie robiła. Musiało stać się coś złego. 
Jak tylko zobaczyłem ją wracającą, migiem pobiegłem na swoje miejsce. Przeskoczyłem przez oparcie sofy i siedziałem jak gdyby nigdy nic. Z lekkim uśmiechem na twarzy szła w moją stronę. Musiałem się powstrzymać, aby nie wybuchnąć. Podsłuchałem kawałek jej rozmowy. Bardzo lubię Ikera, ale dlaczego żadne z nich mi o tym nie powiedziało. Nie rozumiem tego. Poczułem się zraniony. 
- Z kim rozmawiałaś?- spytałam niepewnie, nie mogąc się powstrzymać.
- Z przyjacielem.- zmieszała się, ale próbowała to ukryć.
- No przyznaj się z jakim.- traciłem ją łokciem.
- Nie ważne.- spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w paznokcie.
- Jeśli nie chcesz nie mów, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.- Przytuliłem ją najmocniej jak potrafię. Chciałem żeby mi zaufała. W końcu kiedyś musi się otworzyć.
- Pamiętam Leo.- odwzajemniła mój uścisk.
- Pójdę już do siebie. Gdzie masz łazienkę?
- Nie widziałaś drugich drzwi w pokoju?
- Nie...
- Gapa z ciebie.
- Ej, nowa tu jestem.- uśmiechnęła się do mnie szeroko. Oboje weszliśmy na górę. Udałem się do sypialni, gdzie była już Anto. Zauważyła moją smutną minę i przytuliła się do mnie.
- Leoś co się stało?- zapytała, gdy tylko przekroczyłem próg.
- Jak poszłaś położyć Thiango, zadzwonił jej telefon. Wyszła na taras, a ja za nią. Wiesz co usłyszałem? Ona rozmawiała z Ikerem Casillasem. Dlaczego mi nie powiedziała?
- Może bała się twojej reakcji.
- Martwię się o nią. Jest jakaś inna.
- Spokojnie, musisz być cierpliwy. Ona musi ci zaufać, a wtedy na pewno wszystko ci powie.
- Zabiorę ją jutro na trening. Pozna chłopaków, może przez to poprawi się jej humor.
- Świetny pomysł.
- Jak dobrze, że Cię mam.- pocałowałem ukochaną.
                                                                              ~*~

Stałam pod prysznicem, chłodna woda spływała po moim ciele, a ja myślałam. Myślami wciąż błądziłam po Madrycie i tym wszystkim, co mnie tam spotkało. Zdecydowanie muszę z tym skończyć. Muszę zapomnieć. Za dużo mnie to kosztuje. Nie mogę w nieskończoność okłamywać Leo. Powiem mu wszystko... ale później. Wyłączyłam deszczownicę i wyszłam. Owinęłam włosy ręcznikiem, przebrałam się w piżamę, położyłam na łóżku.

Rano leżałam wpatrzona w sufit, gdy nagle wszedł mój brat. Bardziej wbiegł niż wszedł. Chyba myślał, że śpię. W ręce trzymał poduszkę, którą zapewne miał zamiar mnie obudzić. Leo 0, Maria 1.
- Mari, chcesz jechać ze mną na trening?- zapytał zajmując miejsce obok mnie.
- Jasne, ale co z zakupami z Anto?
- Pójdziecie później. Czekam w kuchni.
Wyszedł, a ja otworzyłam walizkę. Wczoraj zapomniałam się rozpakować. Wyjęłam spodenki i białą bluzkę w czarne groszki. Zeszłam na dół. W kuchni przywitał mnie zapach naleśników oraz uśmiech małego Thiago, Antonelli oraz Leo. Byli, a raczej są piękną rodziną.
Usiadłam przy stole. Wzięłam jeden placek z talerza. Posmarowałam go dżemem i zjadłam.
- Gotowa? Zakładaj buty i wychodzimy.
- Już, czekaj.
Podbiegłam założyć trampki, a chwilę później jechaliśmy do Ciutat Esportiva.

Staliśmy właśnie przed drzwiami do szatni, prowadząc jakże ważną dla świata rozmowę...
- No chodź!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak i koniec. Jestem starszy, masz mnie słuchać.- Otworzył drzwi i pociągnął mnie za rękę. Zapierałam się nogami, lecz w niczym mi to nie pomogło. Weszliśmy do środka, a ja szybko zakryłam oczy.
- Ubierzcie się.
- Patrzcie, Leo ma nową laskę. Co zrobiłeś z Antonellą?
- Ładna jest.
- Rafael to moja siostra...- przerwał mu.
- Mari.- Piłkarze zaczęli podchodzić, przedstawiać się. Z częścią z nich bardzo dobrze się znałam. Andres jest przyjacielem Leo, z Gerardem grał od kiedy pamiętam, do tego Xavi, Alves i oczywiście Mascherano, którego znam również z reprezentacji. Każdy z podawał mi rękę. Podszedł do mnie jeden z nich i pocałował delikatnie w dłoń. Szybko ją zabrałam, zalewając się rumieńcem. Był bardzo wysoki, miał ciemne włosy, mocne rysy twarzy, piękne zielone oczy i... I ten czarujący uśmiech.
- Marc.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Chwile jeszcze patrzyliśmy na siebie. Przerwał nam krzyk Xaviego.
- No chłopcy, chyba idziemy, co?
Wyszliśmy z szatni. Leo objął mnie ramieniem. Ukradkiem widziałam, że chłopak na mnie spogląda. Gdy doszliśmy udałam się na bok, by w spokoju obejrzeć trening. Przez cały ten czas przyglądałam się Marcowi. Nie powinnam tak robić, ale nie mogłam oderwać od niego oczu. To było straszne! Jednak zastanowiło mnie zachowanie Neymara. Już w szatni szorstko się ze mną przywitał. Niewiele o nim słyszałam, ale wydaje się być jakiś dziwny i zarozumiały. Czasem spoglądał na mnie kątem oka. Próbowałam nie zwracać na to uwagi. Po dwóch godzinach czekałam pod szatnią na brata. Nie chciałam popełnić tego błędu co rano. Z szatni wyszedł Marc z Sergim Roberto.
- Stary, zaczekaj tu moment.- usłyszałam. Wyższy z nich zaczął się do mnie zbliżać
- Jak ci się podobało na treningu?
- Było okej.- odpowiedziałam, byłam zestresowana, a serce biło mi jak szalone.
- Miałabyś ochotę się ze mną spotkać?
- Jasne.
- Przyjadę po ciebie o 19. Mieszkasz u Leo?
- Tak, będę czekała.
Powiedziałam odwracając się do brata, który właśnie wychodził z szatni. Widziałam, że patrzył jak odchodzę w stronę parkingu.
Godzinę później jechałam już z Anto na zakupy. Pojechałyśmy do największej galerii w Barcelonie.
- Jak ci się podobało na treningu?
- Pomijając fakt, że Gerard chodził bez spodenek, było świetnie. Jak Shakira z nim wytrzymuje?- zaśmiałam się.
- Właśnie, koniecznie musisz poznać Shaki.- Antonella roześmiała się. Uwielbiam dziewczynę mojego brata, trafiło mu się. Znamy się jeszcze z Rosario. Kiedyś nie miałyśmy ze sobą najlepszego kontaktu, ale kilka lat temu to się zmieniło. Jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.
Błądząc po galerii przypomniałam sobie spojrzenie Marca, które ciągle krążyło w mojej głowie. To nie mogło wróżyć niczego dobrego. Nie chciałam nowego związku.
- Czyżbyś umówiła się z Neymarem?
- Co? Nie, nie rozmawiałam z nim nawet.
- To z kim się umówiłaś?
- Skąd wiesz, że się umówiłam?
- Jestem kobietą i zauważam takie rzeczy.- zaśmiała się cicho.
- Z Marciem.
- Z Bartrą?
- Tak, ale czy coś się stało?- zmartwiłam się. Nie znałam go jeszcze, więc się bałam.
- Nie nic. Chodź tutaj.- Pociągnęła mnie za rękę jednocześnie zmieniając temat. Weszłyśmy do ogromnego sklepu. Anto zaraz zaczęła wybierać mi ubrania. Kilka minut później zobaczyłam jak niesie ogromną ilość ciuchów.
- Teraz musisz to wszystko przymierzyć.
- Anto chyba jest tego za dużo.
- Przymierz, a ja mam coś specjalnego.- oznajmiła podając mi ubrania. Nim się obejrzałam jej już nie było w pobliżu. Nie pozostało mi nic innego jak wejść do przymierzalni. Nigdy nie lubiłam zakupów i chyba to się nigdy nie zmieni. Dla mnie najważniejsze jest żeby było mi wygodnie.
Wszystkie ubrania leżały na mnie bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że dbałam o swoją figurę.
- Bierzemy wszystko.
- Ale to majątek.
- Spokojnie brat się nie obrazi.- puściła mi oczko.- Teraz to.- Podała mi piękną, zwiewną, czerwoną sukienkę. Założyłam ją i wyszłam z przymierzalni. Nie przepadałam za sukienkami. Wolałam bluzy i jeansy.
- Wyglądasz...
- Aż tak źle?- zmartwiłam się. Ostatni raz sukienkę miałam na rozpoczęciu roku akademickiego, czyli prawie rok temu.
- Idealnie.
- Nie jestem pewna, nigdy się tak nie ubierałam.- Podeszłyśmy do lustra znajdującego się na zewnątrz przymierzalni.
- Zobacz, jak pięknie wyglądasz. Marcowi na pewno się spodoba.- objęła mnie.
- Nie wiem, nie czuje się dobrze...- spojrzałam w jej stronę. Robiła do mnie maślane oczy. Nie mogłam się nie ugiąć. - Kupię ją tylko dla ciebie.
- Leo oszaleje, gdy cię zobaczy.
- Anto, jest jeszcze jeden problem. Nie mam butów do tej sukienki.
- Zaraz to załatwimy.
Po zakupie butów wyszliśmy z budynku. Później pojechałyśmy pod uczelnię. Postanowiłam nie zmieniać kierunku studiów. Wzięłam wszystkie potrzebne dokumenty. Po kilku godzinach padnięte wróciłyśmy do domu. Położyłam się i zasnęłam. Obudził mnie dzwoniący telefon.
- Halo- powiedziałam zaspanym głosem. Ziewnęłam i przetarłam zaspane oczy.
- Obudziłem cię?
- No trochę, która jest godzina?
- Po 18, ale nie dzwonię żeby rozmawiać o godzinie.- w jego głosie słyszałam zdenerwowanie. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Coś się stało?- od razu spytałam.
- Chciałem pogadać.
- To mów, bo się denerwuje.
- Pytał się o ciebie.- powiedział niemal niesłychanie. Mój sen odszedł w niepamięć, a serce zaczęło szybciej bić. Bałam się, że zepsuje coś, co dopiero układam.
- Co?!- krzyknęłam, lecz zaraz zamknęłam ręką usta. Wciąż analizowałam jego słowa.
- Nic mu nie powiedziałem. Udałem, że zerwaliśmy kontakt. Nie wiem czy uwierzył.
- Dziękuję Iker, naprawdę ci dziękuję.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Przytuliłabym cię teraz.
- Jeszcze trochę, jak przylecimy na mecz to się z tobą spotkam.
- No mam nadzieję. - pożegnaliśmy się. Nagle do pokoju, który zajmowałam wszedł Leo.
- Stara, wiesz która godzina?
- Po 18.
- Teraz już 18.50
- O kurde.- pisnęłam i zaczęłam nerwowo biegać po pokoju. Umyłam się, założyłam nową sukienkę i zakręciłam włosy w lekkie fale. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a byłam jeszcze niegotowa. Musiałam jeszcze pomalować rzęsy. Stając przed lustrem słyszałam rozmowy dochodzące z salonu.
- Bartra? Co ty tutaj robisz?- mój brat wydawał się zaskoczony.
- Przyjechałem po twoją siostrę.
- Myślałem, że wychodzi z Neymarem.
- Niestety to tylko skromny i przystojny Bartra.
- Pamiętaj, ma wrócić w nienaruszonym stanie.- Byłam pewna, że w tej chwili Leo grozi mu palcem.
- Jakże bym śmiał. Nawet włos jej z głowy nie spadnie.
Ach, ten mój braciszek, jednak trochę się o mnie martwi. Poprawiłam szybko sukienkę, upewniając się, czy dobrze wyglądam. Zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Marc, Leo oraz Antonella.
- Jestem gdzieś brudna?- Spytałam wpatrujących się we mnie, jak w obrazek mężczyzn. Wyjęłam telefon i zaczęłam się w nim przeglądać. Wydawało mi się, że wyglądam w miarę normalnie.
- Nie, nie jesteś. Wyglądasz pięknie.- wysoki brunet zaraz odpowiedział.
- Mari to ty?- spytał niższy, z czego się zaśmiałam.
- Wiesz braciszku kosmici mnie podmienili.- Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, a w duszy modliłam się żeby tego nie zauważyli. Na przywitanie Marc mnie objął. Poczułam miłe ciepło bijące od jego ciała oraz perfumy, które idealnie do niego pasowały. Pożegnałam się z rodziną. Gdy opuściliśmy dom, otworzył mi drzwi do samochodu, wsiadłam do środka. Jechaliśmy w milczeniu. Myślałam o moim dzisiejszym towarzyszu i o telefonie od Ikera. Wciąż nie dawał mi on spokoju. Martwiłam się.
- Jesteś tu?- ocknęłam się, gdy Marc machnął ręką przed moją twarzą.
- Tak, przepraszam zamyśliłam się.- zamrugałam kilka razy. Wysiadł, by otworzyć mi drzwi. Weszliśmy do ekskluzywnej restauracji. Nigdy nie czułam się dobrze w takich miejscach, choć często w nich bywałam, głównie ze względu na różne kolacje Leo.
Zjedliśmy kolację w miłej atmosferze, dużo żartowaliśmy i rozmawialiśmy. Marc okazał się naprawdę miłym chłopakiem, aż byłam w szoku, że jeszcze tacy istnieją.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.- oznajmił, gdy zakończył płatność za nasz posiłek.
- Mam się bać?- spytałam z uśmiechem.
- Spokojnie tylko cię porywam.
Na zewnątrz związał mi oczy. Jechaliśmy jakiś czas samochodem, potem pomógł mi wyjść. Było mi trochę ciężko chodzić w szpilkach nic nie widząc. 
- Zaczekaj.- oznajmił zostawiając mnie samą. Dotknęłam opaski, by zdjąć ją z oczu.
- Ej, nie podglądaj.- usłyszałam jego donośny głos. Posłałam mu szeroki uśmiech. Chwilę później wziął mnie na ręce. Nieco się zawstydziłam. Już dawno nikt nie nosił mnie na rękach.
- Kolego, nie rozpędzasz się?- zaśmiałam się cicho.
- Oj tam, oj tam. Trzymaj się.- jego głos był taki czuły. Bez zbytniego zastanowienia przytuliłam się do niego. W jego ramionach poczułam się bezpieczna, znów do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Rozpłynęłam się.
- Jesteśmy.
Postawił mnie na ziemi, stałam na czymś miękkim. Delikatnie odwiązał mi oczy. Zobaczyłam Camp Nou wśród kilku oświetlających je reflektorów. Było pięknie, jakby magicznie. Objął mnie delikatnie w pasie. Byłam nieco skrępowania, lecz postanowiłam nie odtrącać go. W sumie sama nie wiedziałam co robię. Nie powinnam dawać mu jakichkolwiek sygnałów. To miało być tylko niezobowiązujące spotkanie.
Zdjęłam buty i położyłam się na środku boiska. Marc patrzył w moją stronę, śmiejąc się ze mnie. Podszedł bliżej i położył się obok mnie. Obrócił się w moją stronę. Spojrzałam mu w oczy.
- Jak to możliwe, że jeszcze cię nie poznałem?- zapytał lustrując moją twarz. Ja również dokładnie mu się przyglądałam. Studiowałam każdy centymetr jego twarzy.
- Przez dłuższy czas mieszkałam i studiowałam w Madrycie. Jednak kilka miesięcy temu rzuciłam naukę i wróciłam do Argentyny.- pobieżnie opowiedziałam moją historię.
- Co studiowałaś?- Zainteresował się.
- Nic wielkiego, prawo.
- I tak po prostu rzuciłaś studia?- zdziwił się.
- Tak jakoś wyszło.- westchnęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Mrugnęłam szybko, by się ich pozbyć. Nie mogłam się tam rozkleić. Zacząłby zadawać niepotrzebne pytania, a tego nie chciałam. Leżeliśmy dalej, tym razem patrząc w niebo. Nagle on pochylił się nade mną. Zbliżał się do mnie, gdy dzieliły nas centymetry, szybko odwróciłam głowę. Wyraźnie posmutniał.
- Przepraszam, to dla mnie za szybko.- powiedziałam wstając z murawy. Nie byłam gotowa na taki gest. To wszystko działo się zbyt szybko. Obiecałam sobie, że w najbliższym czasie się nie zakocham i mam zamiar trwać w moim postanowieniu.
- Właściwie to ja powinienem przeprosić.- Zaraz pojawił się obok mnie. Wyraźnie był zawstydzony zaistniałą sytuacją. Chyba było mu głupio.
- Nie bądź na mnie zły.- popatrzyłam w jego zielone oczy. Nie chciałam żeby smucił się z mojego powodu.
- Nie jestem. To moja wina.- odpowiedział. Zrobiło mi się zimno, więc potarłam ramiona. Zauważył to, bo zdjął swoją marynarkę i położył na moich barkach.
- Dziękuję.- posłałam mu lekki uśmiech, a on odpowiedział mi tym samym.
Kilka minut później odwiózł mnie do domu. W samochodzie panowała idealna cisza. Oboje nie wiedzieliśmy jak mamy zachować się w tej sytuacji. Wyszło trochę niezręcznie.
- Świetnie się z tobą bawiłam.- oznajmiłam, gdy otworzył mi drzwi. Przytuliłam go na pożegnanie. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Do zobaczenia.- odpowiedział lakonicznie.  Wsiadał do samochodu, gdy przypomniało mi się, że mam coś nieswojego.
- Marc twoja marynarka!
- Jutro mi oddasz!- krzyknął, machając do mnie z wnętrza auta.
Gdy weszłam do domu było zupełnie cicho. Wszyscy już spali. Zdjęłam buty i na paluszkach przeszłam do pokoju. Przebrałam się i położyłam spać. Szybko zasnęłam po dniu pełnym wrażeń.

Spałam sobie spokojnie, gdy nagle poczułam zimną wodę na twarzy.
- Leo, ty idioto!- pisnęłam, otwierając powoli oczy. Byłam w takim szoku, że nic do mnie nie docierało.
- Gdzie Bartra?- w jego głosie usłyszałam małe zawiedzenie.
- W szafie, właśnie się ubiera.- warknęłam ironicznie.
- Jedziesz ze mną?- z szerokim uśmiechem usiadł na brzegu łóżka.
- No jadę, jadę.- westchnęłam. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i dwadzieścia minut później byłam na dole gotowa do wyjścia. Złapałam łyk kawy od brata i poszłam założyć buty. Wyjechaliśmy wcześniej z domu z obawy przed korkami. Nagle usłyszałam mój dzwoniący telefon.
- Mania, on już o wszystkim wie. Wie, że jesteś u Leo.- w głosie Hiszpana malował się ogromny smutek oraz panika.
- Skąd?- natychmiast spytałam przyjaciela.
- Nie wiem.- westchnął cicho. Mogłam się domyślić, że właśnie teraz spacerował nerwowo po całym salonie, który swoją drogą był niemały. - Może ktoś widział cię na lotnisku?
- To niemożliwe. Mogę zadzwonić do ciebie później? Nie mogę teraz rozmawiać.
- Zadzwoń jak będziesz miała czas.- po tych słowach się rozłączyłam.
- Z kim rozmawiałaś?- spytał mój, jak zawsze ciekawski braciszek.
- Ze znajomą.- wymyśliłam jakąś wymówkę na poczekaniu.
- Przecież możesz mi powiedzieć wszystko.- zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie.
- Leoś to nie jest takie proste.- odpowiedziałam patrząc za okno. Wolałam unikać kontaktu wzrokowego, bo wiedziałam, że to się może źle skończyć.
- Więc mi wytłumacz.- odpowiedział stanowczo, ruszając ze skrzyżowania.
- Ale jesteś uparty.
- To mamy coś wspólnego, bo ty też.
- Pewnego dnia, gdy wracałam z uczelni i pisałam SMSa do koleżanki wpadłam na pewnego mężczyznę, albo ona na mnie... Nieistotne. Na moje nieszczęście oblał kawą moją ukochaną bluzkę. Trochę na niego nakrzyczałam, a on w ramach przeprosin odkupił mi bluzkę oraz zaproponował wspólną kawę. Z tygodnia na tydzień coraz lepiej się dogadywaliśmy, aż zostaliśmy przyjaciółmi, ale bałam się ci o tym powiedzieć.- po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Skarbie nie płacz. Powiesz mi kto to?
- Iker Casillas.- wydukałam ledwo słyszalnie. Bałam się, że zacznie na mnie krzyczeć, zupełnie nie spodziewałam się tego co zrobił. Zatrzymał się na poboczu i mocno mnie przytulił.
- Jak mógłbym być na ciebie zły. Lubię go, ale jest mi przykro, że wcześniej mi tego nie powiedzieliście. Oboje milczeliście.- na chwilę przerwał. Westchnął cicho. - Ja też chciałbym Ci coś powiedzieć. Tego dnia, kiedy przyjechałaś podsłuchałem twoją rozmowę z Ikerem. Przepraszam... 
- Czyli wiedziałeś! Dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Chciałem żebyś powiedziała mi to prosto w oczy.
- Dlaczego mnie podsłuchujesz? Czy ja nie mogę mieć odrobiny prywatności?
- Nie krzycz na mnie. Chciałem dla ciebie dobrze...
- Uch... Jedźmy już.- warknęłam. 
W tej chwili poczułam się zraniona. Jak on mógł mi to zrobić? Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego. Dopiero przyjechałam, a teraz znów muszę uciekać. Mam dość ciągłego życia na walizkach. Chcę wreszcie znaleźć swoje miejsce. Musze pożegnać się z Marciem. Muszę skończyć tą znajomość, zanim się w ogóle rozpoczęła. Wracam do Argentyny. Może zamieszkam w Buenos Aries, albo gdzieś na północy. 
- Mari, jesteśmy na miejscu.- usłyszałam po dość długim odstępie czasu. Wysiedliśmy z auta, otarłam łzy rękawem swojej grantowej bluzy, by nikt nie zauważył, że płakałam. Leo wszedł pierwszy i uprzedził piłkarzy przede mną.
- Hej.- Uśmiechnęłam się do nich. W tłumie szukałam Bartry. Zobaczyłam go, gdy wiązał korki i powoli skierowałam się w jego stronę.
- Mam coś twojego.- posłałam mu już szerszy uśmiech. Przy nim nie dało się być smutnym. Wyciągnęłam zza pleców marynarkę, którą wczoraj przez przypadek mu skonfiskowałam.
- Dziękuję.- Odebrał ją, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Może ciąż czuł się niepewnie po wczorajszych wydarzeniach, w zasadzie jednym. 
Wyszłam z szatni razem z bratem. Jednak tym razem szłam z przodu, a on z kolegami za mną. Słyszałam, że o czymś rozmawiali, lecz nie jestem w stanie tego powtórzyć. Zbyt bardzo byłam zajęta myśleniem o mnie. 

 ~*~

Na boisko szedłem z Iniestą. Od razu zauważył, że miałem nie swoją minę.
- Stało się coś?- zapytał spoglądając na mnie uważnie.
- Martwię się o nią. Zmieniła się To zupełnie inna dziewczyna niż dwa lata temu.- westchnąłem.
- Porozmawiaj z nią.
- Problem w tym, że ona nie chce ze mną rozmawiać, w dodatku obraziła się na mnie.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Daj jej trochę czasu.- Poklepał mnie po ramieniu.- A teraz się ogarnij, bo niedługo Real przyjeżdża. Trzeba im dokopać.
Na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Mari usiadła na trybunach. Widziałem, że o czymś myśli. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chciała zrobić niczego głupiego. Nie wiem czego mam się spodziewać. 
Biegłem właśnie któreś tam kółko, już dawno przestałem liczyć, gdy usłyszałem krzyk Enrique.
- Leo!- Dopiero wtedy ocknąłem się, zobaczyłem, że koledzy pokładają się ze śmiechu.
- Ile mieliście biegać?
- No 20 kółek.
- Właśnie 20, a nie 40. Dołącz do kolegów.
W ogóle nie czułem się zmęczony. Przebiegłem 40 okrążeń, to niemożliwe. Cały czas myślałem o Mari, do końca treningu byłem rozkojarzony. Zdecydowałem się ją przeprosić. Musi zaufać mi na nowo, nie mogę stracić mojej małej siostrzyczki. Poszedłem do szatni, by się przebrać, a ona została na zewnątrz.

 ~*~

Stałam przed drzwiami do szatni, myśląc bez przerwy o ucieczce. Jestem tu kilka dni, a już przewróciłam życie Leo do góry nogami. Gdzie się nie pojawię, tam są problemy. Nie miałam jeszcze dokładnego planu, jednak wiedziałam, że muszę to zrobić. Zobaczyłam, jak Lio wychodzi z szatni. Udaliśmy się w stronę parkingu.
- Jadę do Xaviego, będzie większość składu. Jedziesz ze mną?- spytał, gdy wsiadałam do samochodu.
- Nie dzisiaj. Zawieziesz mnie do domu?- Spytałam, na co od razu się zgodził.
Wysiadłam i czekałam, aż Lio odjedzie. Przywitałam się się z Anto. Chyba zobaczyła, że nie jest ze mną najlepiej, jednak pozwoliła mi udać się do swojego pokoju. W mojej głowie narodził się pewien plan. Zamówiłam taksówkę, by nikt nie miał czasu odwieźć mnie od tego pomysłu. Wyciągnęłam walizkę i zaczęłam pakować rzeczy, wzięłam tylko te, które tu przywiozłam. Na szczęście nie było tego zbyt długo i już po piętnastu minutach byłam gotowa.

~*~

Antonella została na dole. Zaniepokojona podeszła po drzwi pokoju, który teraz zamieszkiwała siostra jej partnera.
- Mari, co się tam dzieje?- spytała zatroskana.
- Nic Anto, nie martw się.
Partnerka piłkarza słyszała, że Argentynka się pakuje. Domyśliła się co dziewczyna ma zamiar zrobić. Zbiegła na dół i natychmiast zadzwoniła do chłopaka.
- Leo odbieraj... Odbieraj to!- Mówiła pod nosem. Udało jej się dodzwonić do niego dopiero za piątym razem.
- Anto...
- Dlaczego nie odbierasz?!- krzyknęła zdenerwowana.
- Coś się stało?- spytał zdezorientowany piłkarz.
- Leoś przyjeżdżaj, szybko.
- Po co?
- Szybko, proszę, ona chce wyjechać. Chce uciec, rozumiesz?!- wykrzyczała ostatnie zdanie.
- Spróbuj ją zatrzymać, zaraz będę.

~*~

Byłem roztrzęsiony telefonem od Anto. Nie mogłem pozwolić na wyjazd Marii. Musiałem jej pomóc, a mogę to zrobić jedynie w Barcelonie. Ona musiała mieć na prawdę duże problemy, skoro po jednej małej kłótni posunięła się aż do ucieczki. 
- Co się stało?- spytał Hiszpan.
- Andres, ona chce wyjechać, rozumiesz?! Musze iść. Nie mogę jej stracić.- nieznacznie podniosłem głos.
- Czekaj jadę z tobą.- usłyszałem głos Marca.
Wziąłem kluczyki i wybiegliśmy z domu Xaviego ile sił w nogach. 
Jechałem jak wariat.
- Leo, czerwone!- wydarł się Iniesta ściskając uchwyt przy drzwiach.
- Nieważne!- krzyknąłem, dociskając mocniej pedał gazu. 
Przed swoim domem byłem już po dziesięciu minutach. Zobaczyłem tam taksówkę i Marię, która wychodziła z domu prowadząc torbę na kółkach.
- Mari, czekaj.- usłyszałem Anto. Moja siostra nie zważała na jej słowa. Biegła z walizką i na szczęście wpadła na mnie. Złapałem ją za ramiona, widziałem jak łzy spływają po jej policzkach.
- Leo puść mnie.
- Nie, musimy porozmawiać.
- Lionel!- krzyknęła. Nigdy nie mówiła mojego pełnego imienia. Pociągnąłem ją i chwile później siedzieliśmy na podjeździe. Podkurczyła kolana pod brodę. Płakała dławiąc się łzami. Zauważyłem Marca płacącego taksówkarzowi, by tamten odjechał. W cieszyłem się z tego, gdyż ja nawet o tym nie myślałem.
- Marc, co ty zrobiłeś?!- usłyszałem jak próbowała na niego krzyczeć, lecz była zbyt roztrzęsiona, aby mogło się to udać.
- Co zrobiłem? Zrobiłem to na co ty nie miałabyś odwagi.- postawił się. Zauważyłem, że Hiszpan podchodzi bliżej nas. - Masz tu zostać.- stanowczo rozkazał.
- Marc, nie mogę.
- Może nie dla mnie, ale dla Leo. Przecież go kochasz, w końcu to twój brat.
Spojrzała na mnie, dalej siedzieliśmy na podjeździe. Przytuliłem ją widząc, że się waha. Musiałem ją jakoś przekonać.
- Mari, zostań.
- Lio...- wahała się, nie wiedziała co powiedzieć. Te kilka sekund przez, które się nie odzywała trwały wieczność. Nie pamiętam kiedy byłem tak zestresowany.
- Przepraszam, nie chciałem. Martwiłem się. To już się nigdy nie powtórzy.- obiecałem, aby ją przekonać.
- Leoś, przepraszam.- westchnęła. Widziałem, że opadła z sił. Już nie krzyczała, więc przytuliłem ją mocno. Pomogłem jej wstać. W jedną rękę wziąłem walizkę, a drugą ją objąłem. Weszliśmy do środka. Marc i Andres wrócili do siebie. Nie mogłem na nią patrzeć. Cała dygotała, nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Posadziłem ją na kanapie, by mogła się uspokoić.
- Anto przynieś Mari coś do picia.- szepnąłem ukochanej.
- Jasne.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
Mari siedziała wtulona w poduszkę, a jej brzegi gniotła palcami.
- Przytul mnie.- oznajmiła przez łzy.
Zrobiłem jak chciała. - Widzisz...- zaczęła -Tam, gdzie się pojawiam, tam pojawiają się problemy. Jestem chodzącą bombą zegarową. Jedna sekunda i wszystko w około jest zniszczone.
- Nie mów tak.
- Leoś to prawda...
- Posłuchaj mnie. Zostaniesz tu i będziesz szczęśliwa. Ja ci we wszystkim pomogę. Gdzie masz papiery na uczelnię? Jutro je tam zaniesiesz. I jeszcze jedno. Masz mi mówić wszystko.- powiedziałem pewnie.
Zobaczyłem, że na twarzy mojej małej blondyneczki maluje się uśmiech. Wypełniliśmy dokumenty. Zasiedliśmy przed telewizorem i zaczęliśmy oglądać jakąś głupią komedię. Mari śmiała się wniebogłosy, Anto również. Co one widziały tam śmiesznego? Cóż, kobiet nie ogarniesz. Gdy poszła na górę zadzwoniłem do Ikera.
- Leo?- bardzo się zdziwił słysząc mój głos w słuchawce.
- Niespodzianka.- zaśmiałem się gorzko
- Stary, nie gadaliśmy już kilka dobrych tygodni. Stało się coś?- chyba wyczuł problemy.
- Co działo się z Mari, gdy była w Madrycie?- spytałem prosto z mostu. Nie było sensu wdawać się w dłuższe rozmowy.
- Jaką Mari?
- Nie udawaj debila wszystko wiem.- znowu gorzko się zaśmiałem.
- Jednak ci powiedziała.- westchnął.
- Można tak to nazwać. Ona chciał dziś uciec, rozumiesz?- oznajmiłem lekko podniesionym tonem.
- Jak to uciec?- Zrobił to samo.
- Spakowała swoje rzeczy, zamówiła taksówkę, ale w ostatniej chwili udało mi się ją zatrzymać.- maksymalnie streściłem dzisiejszą sytuację.
- Za dwa miesiące Gran Derbi wtedy pogadamy.
- Ale czy coś złego się dzieje?
- Teraz już nie.
- Jak to teraz.
- Jak się spotkamy to ci powiem.- zbył mnie po czym się rozłączył. Byłem bezsilny i musiałem czekać, aż któreś z nich cokolwiek mi powie. Faktem jest, że boję się dowiedzieć prawdy, ale wiem, że tylko dzięki temu będę w stanie jej pomóc.

~ *~

Dalej nie mogę uwierzyć, że mnie zatrzymali. To miało wyglądać inaczej. Jeszcze Marc, przeszkodził mi. Kazał mi tu zostać, czyżby znaczyło to, że nie jestem mu obojętna. Uch... Mario Messi nie wolno ci tak o nim myśleć. Uderzyłam się w głowę. W sumie dobrze się stało. Nie mogę wciąż  uciekać przed przeszłością. Już dawno powinnam się pogodzić z tym co się stało. Muszę raz na zawsze o tym zapomnieć. Namieszałam tam i tutaj. Jutro wszystkich przeproszę. Usłyszałam dzwoniący telefon.
- Debilko chciałaś wyjechać, a nawet się nie przywitaliśmy.- usłyszałam głos Ikera w słuchawce, jeszcze chyba nigdy nie słyszałam go tak zdenerwowanego. Jego podniesiony ton wskazywał na jego złość. Bardzo rzadko mi się to zdarzało.
- Spokojnie jeszcze się przywitamy. Musze stawić mu obu czoła.- oznajmiłam.
- Nareszcie gadasz jak ludzie. Jeszcze będzie dobrze zobaczysz.- powiedział już spokojnie.
- Wiem Iker.- uśmiechnęłam się po czym zakończyliśmy naszą rozmowę, a ja położyłam się do łóżka z głową pełną myśli.

Wstałam o świcie. Wyjrzałam przez okno, z którego rozlegał się widok na morze. Nie wiedziałam, że poranki w Barcelonie są takie piękne. Założyłam strój sportowy i buty. Nabazgroliłam na kartce wiadomość, którą zostawiłam na stole w kuchni, by się o mnie nie martwili. Wyszłam przez taras i przeszłam przez ogród, aby po chwili znaleźć się na plaży. Dość szybko zrezygnowałam z obuwia. Rzuciłam je, jak najbliżej domu. Ruszyłam wsłuchując się w szum morza. Było to niesamowite uczucie, fale biły o brzeg jednocześnie podmywając i zbierając mi piasek spod stóp. Zamknęłam oczy, by rozkoszować się tą chwilą. Wyłączyłam Wyłączyłam myślenie, a nogi same niosły mnie naprzód. 
Niespodziewanie poczułam mocne uderzenie. Uniosłam powieki i zobaczyłam ostatnią osobę, której bym się tu spodziewała.
- O! Panna Messi. Zręczności chyba nie odziedziczyłaś po bracie.- usłyszałam jego zarozumiały ton. Miałam ochotę dać mu w twarz, jednak powstrzymałam się od tego czynu.
- Przynajmniej nie jestem tak chamska, jak ty.- syknęłam.
- Zejdź mi z drogi.- poczułam, jak mnie popycha. Odwróciłam się i zaczęłam za nim biec. Kim był żeby tak mnie traktować?! Nic go nie usprawiedliwiało.
- Zatrzymaj się, słyszysz!?- krzyknęłam za nim.
- Czego chcesz?- stanął patrząc na mnie z politowaniem i wyrzutem jednocześnie.
- To, że jesteś dupkiem wiedzą wszystkie dziewczyny, ale mógłbyś chociaż mnie przeprosić.- zaczęłam wywód, jak to czasem miałam w zwyczaju. Zupełnie, jak podczas pierwszego spotkania z Ikerem.
- Ja mam cię przepraszać? To ty biegasz jak sierota.- przekręcił oczami.
- Od mojego biegania ty się odczep.- ostrzegłam go.
- Myślisz, że jak jesteś siostrą Leo to wszystko ci wolno?
- Może i wstałeś dzisiaj lewą nogą, ale to nie powód, by być dla mnie aroganckim. Bycie siostrą Lio wcale nie ma tak dużo plusów. Ciekawe jaki ty byś był mądry, gdyby ktoś obraził twoją siostrę.- użyłam ostatniego argumentu, jaki przyszedł mi do głowy i szczerze chciałam żeby go to zabolało. Usiadłam na piasku, a on stanął nade mną. Widziałam, że o czymś myśli. Usiadł obok mnie. Jego nastrój zmieniał się z sekundy na sekundę. Zachowywał się gorzej niż kobieta w ciąży.
- Nie powinienem był na ciebie krzyczeć. Przepraszam.- skrył twarz w swoich dłoniach zajmując miejsce obok mnie. - To wszystko przez moją byłą. Zerwaliśmy niedawno i ostatnio coś się ze mną dzieje.
- Co się stało?- spytałam pełna troski. Teraz zmieniłam zdanie.
- Dasz się wyciągnąć na kawę?- zaproponował spoglądając spod swojej słynnej fryzury.
- Ooo! Jaka nagła zmiana.- zdziwiłam się. - Na kawę mnie zapraszasz. Nie szkoda ci czasu na taką sierotę?
- Przestań się ze mną droczyć.- zaczął mnie łaskotać, a ja zaczęłam się głośno śmiać.
- Zgadzam się, zgadzam. Teraz mnie wypuść.- krzyczałam. Nienawidzę łaskotek. Ten kto je odkrył zdecydowanie nie mógł być zbyt mądry. Przecież to legalne tortury!
- Dzisiaj po treningu?
- Okej.- uśmiechnęłam się szeroko. Usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Od kiedy tu przyjechałam ciągle ktoś do mnie dzwoni.
- Coś się stało?- spytałam. - Przecież zostawiłam wam kartkę.
- Mari wracaj do domu mam dla ciebie niespodziankę.- oznajmił tajemniczo Leo.
- Zaraz będę.- westchnęłam po czym się rozłączyłam.
- Muszę już iść.- poinformowałam piłkarza wstając z piasku i otrzepując spodenki.
- Zostawisz mnie?- zrobił minę smutnego szczeniaka, przez co się roześmiałam. Ten Neymar był zupełnie inny niż ten, którego znałam jeszcze kilkanaście minut temu.
- Przecież się niedługo zobaczymy.- posłałam mu ciepły uśmiech, po czym obróciłam się i zaczęłam biec. Byłam podekscytowana, niczym dziecko podczas wigilii, które nie może doczekać się rozpakowania prezentów.
- Leo już jestem.- krzyknęłam wchodząc przez taras. Piłkarz wstał z kanapy i przytulił się do mnie, jak mniemam na powitanie.
- Idź do pokoju, tam czeka na ciebie niespodzianka.- znowu był tajemniczy, co potęgowało uczucia wewnątrz mnie. Już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę ten prezent.
Stanęłam przed drzwiami, wzięłam głęboki oddech, po czym nacisnęłam klamkę. To co tam zobaczyłam... Myślałam, że to jakiś żart. Zamurowało mnie, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu. Osoba uśmiechnęła się do mnie szeroko...